Krzysia brona

Nad samym już ranem przyśniły mi się masowe ukrzyżowania. Polaków zgromadzonych w wielkiej sali gimnastycznej krzyżowali Niemcy, a jakże. Egzekucje nadzorowała pani od matematyki z Liceum Plastycznego w Radomiu. (nazwiska nie pamiętam, nie wiedziałem też, że dysponuje ona zdolnościami odpowiednimi dla przeprowadzenia takich :?akcji?.)

Oczywiście wiedziałem, że ucieknę, że uniknę śmierci czy też innego obciachu. Ludzie oczekiwali na ?koniec? zrezygnowani, żałośni, pogodzeni z losem. Niemcy mieli wszystko doskonale zorganizowane, pilnowali, pani od matematyki dobrze wykonywała swą robotę wskazując miejsca, organizując sprzęt, ustawiając straże. Mieliśmy zawisnąć na bardzo prowizorycznych krzyżach, skleconych z byle czego krzyżykach. Były one za wczasu przytwierdzone do pleców ofiar. Ja jeszcze swojego nie miałem, może dlatego, że jakoś z boku zawsze, z tyłu? a może za sprawą znajomości z nauczycielką, jednak wiedziałem, że musze uciekać. I że uda mi się.

Godzina egzekucji nadeszła, ruszyło się, zapanowało jakieś z jednej strony odprężenie (po godzinach oczekiwania na te chwilę w skrajnym napięciu), małe zamieszanie, ja już leżałem w płytkim piaszczystym dołku w ziemi poza salą, ukryty za niskim wzniesieniem, starałem się uniknąć wzroku strażników, oraz pani nauczycielki, czujnej, podejrzliwej, bystrej. Zaraz miałem uciec do pobliskiego lasu. To było przesądzone.

Przy całej absurdalności tego snu, przy całej jego fantastyczności? Był groźny i dramatyczny, niemieccy żołnierze byli niemieckimi żołnierzami ?z epoki?. Wojna. To się wiedziało, to się czuło. Skąd?

Skąd we mnie tyle tej okupacji? Dlaczego II Wojna Światowa mieszka we mnie po pańsku i śni mi się z częstotliwością godną lepszej sprawy? Urodziłem się 30 lat po wolnie. W dojrzałość, jeśli kiedykolwiek wszedłem naprawdę, to przeszło pół wieku po tych wydarzeniach. A śnię o nich, widzę je, jakbym to przeżył. Jakbym powalczył w okupowanej stolicy, zwolniony z gułagu wstąpił w szeregi polskiej armii na wschodzie, jednocześnie przez Ruminie, Węgry, Francje poleciał na zachód jeszcze w 1940; jakbym opalał członki w Iraku i Syrii, czekając niemieckich dywizji pancernych, jakbym stawiał czoła bolszewikom po 17 września, bronił Westerplatte, latał nad Anglią w legendarnej powietrznej formacji, jakbym był w lasach z Hubalem, dwa lata unikał Niemców i Ukraińców na wschodzie, zdobywał Monte Cassino, lądował w Normandii, wyzwalał Berlin, kurwa, życia nie starczy. Tym bardziej życia bujanego pół wieku później.

Indoktrynowany za młodu? Zaprogramowany? Praniem mózgu zdeterminowany na myślenie tymi kategoriami? Należałem do sekty wyznawców żywej pamięci o II Wojnie?
Odpowiedź jest raczej oczywista: książki, telewizja?

Baczyński z Gajcym zorali moje poletko swego czasu. Brandys z Dygatem też się po tej łące nie raz z werwą przejechali. Echa Kosińskiego I Białoszewskiego dudnią w tej podatnej na głuche stukoty bani. Pruszyński, Jasnorzewska i Gombrowicz swoje powiedzieli. Nie wspominając o kulcie historii: Szare Szeregi, wszystkie Zośki i Kamienie Na Szaniec, Pamiętniki z Powstania, bitwy, powstania, konspiracje ? ukłuły i bąbel po żądle jeszcze nie przysechł. A telewizja? To też? Kapitan, kurwa, Klos. Czterej pancerni. Jan Serce. Polskie Drogi. Pętle i kanały.

Człowiek tym, co mu się śni? Jak nie pijany ojciec to druga światowa! Czasem tylko gadające ryby, włóczęgi po polach i lasach, kolory, zapachy, smaki. Często, w okresach rozpasania – balangi? teraz, gdy uskuteczniam żywot świętego: patriotyzm, patos, przetrwanie. Z tego tylko człowiek ulepiony? Z tego błota?

0Shares