Rok nie wyrok

Jaki może być wyrok, wie tylko sędzina. Puszka. W najgorszym przypadku puszka. Wieloletnia, wielo miesięczna? Doży kurwa wotnia?!

Zakaz dosiadania kobyły ? na pewno. Na rok, może na dwa lata. Grzywna, kolegium, kara finansowa ? na sto procent. Jak wielka? Na pewno pokaźna, dolegliwa.

Co znamienne, te przepisy, wprowadzone za czasów kiedy ministrem sprawiedliwości było Ziobro, nie skazują prowadzącego rower na bani na całkowity zakaz poruszania się po drogach pojazdami mechanicznymi. Bo pojazdem mechanicznym jest rower: dwa koła, kierownica, rama i pedały ? pojazd mechaniczny, bardzo mechaniczny. Nie, mogę mieć prawo jazdy każdej kategorii i śmigać wozem po drogach i autostradach. Mogę podczas zakazu prowadzenia bicykla robić prawo jazdy. Uczestniczyć w kursach i kraksach, uczęszczać na jazdy. Mogę prowadzić. Wszystko, ale nie rower.

Jak nie zapłacę tej kary pieniężnej, odsiadka. Dwa trzy lata. Za kilka browarów przed zajęciem miejsca na siodle jednośladu.

Wiecznie pijany towarzysz trzeźwych dni moich tu gdzie rezyduję mówi, że siedziało z nim dwóch, co ważyli się dosiąść ?górala? po pijaku. ?Ale co oni tam dostali, dwa trzy miesiące??? ? opowiada dalej Edek, który pierdział rok za alimenty. Z przed lat. Wyrok zamierzchły, ale ciągle żywy. Po dekadach go dopadli. Za swoje musiał beknąć. Kiblował z ?kolarzami?, którzy nie zapłacili. Nie mieli, nie chcieli, zapomnieli.

Mnie nie interesują nawet te marne dwa miesiące. Mnie interesuje wolność: wolność i swoboda. Itd. itp. Interesuje mnie różnorodność i równość. Brak zaniedbań i wykorzystywania. Jakaś tam uczciwość. Gra w otwarte karty, mówienie ? jeśli jest o czym ? otwartym tekstem, bez krętactw, bez manipulacji, bez chamstwa. Z pomysłem, tak. I z głową.

Aktualnie jestem niekarany. Błogosławione zatarcie. Mogę się do wszystkich mać sądów zwracać o zaświadczenia o niekaralności, które kiedyś byłem zmuszony wytwarzać drogą chałupniczą. Produkowałem takie ?kwity? bo upoważniały mnie one do starania się o robotę opiekuna wariatów na wyspach. A że w końcu wariatów polubiłem i przestałem traktować pracę w opiece jako pechowe zrządzenie losu, to raz na jakiś czas niekaralność swą musiałem wykazać. Że wtedy karany byłem, należało się gimnastykować, wykazać w Photosopie czy innym Corelu.

Jak kiedyś potrzebowałem zaświadczeń a legalnie ich zdobyć nie mogłem, tak teraz nie potrzebuję, a mogę mieć od ręki. Ale już nie długo. Niebawem będę karany. I to bardzo. Za jazdę na rowerze. A właściwie za kilka przewrotek, bo jechać to ja feralnej nocy nie mogłem.

Więc przewróciłem się raz, wsiadając, drugi raz powtórnie próbując wsiąść, trzeci raz biorąc zakręt kiedy już kilka metrów ujechałem, oraz raz czwarty, na Focha, i wstawałem, po upadku podniosłem się opierając łokieć o zderzak auta, które okazało się milicyjnym radiowozem, zawezwanym przez taksówkarę podobno ku zbawieniu nas samych i dla dobra społeczeństwa w ogóle.

Przypomniało mi się, jak Gelo opowiadał o przygodzie z Giziem i Strażą Miejską. Odlanie się na drzwi lokalu gastro było powodem pojawienia sie służb. Grzesiek już stał przed gościem w mundurze. Pakowali go do radiowozu. Gizio pytał jedynie: „gdzie go zabieracie mi?!” Okazało się, że zabierają go dwadzieścia metrów dalej wzduż ulicy. Gelo wsiadł i powiedział, że zawsze marzył, by przymierzyć czapke straży miejskiej. I siedział z tyłu w czapce.  Gizio podszedł a raczej zaczaił się. Zakradł. Wycelował dwa palce. Dotknął pleców strażnika, który stał na zewnątrz i krzyknął: „Stać, nie ruszać się, mam broń, pistolet na landrynki, jesteście otoczeni”. Ale psioki tylko go pogonili. Zza rogu wyłonił się Fryc. Zataczając sie podążał ku aucie. I żandarmi pogonili ich obu, obawiając się przygód z bestią. Pogonili ich grożąc, że wezwą policje. Wszyscy uszli z życiem. Nie trzeba dodawać, że ?moi? zjedli wcześniej odpowiednią ilość odpowiednich grzybów, więc wszystko odbywało się salwach śmiechów. Potem obu ich puszczono bez wyciąganie żadnych konsekwencji. Czy to za lanie w miejscu publicznym, czy za zakłócanie porządku, tak zwanego publicznego.

W tym przypadku milicjanci poczekali aż się wgramolę na dwie nogi i ustoję, po czym nakazali rowery chować do bagażnika (a zmieszczą się? Niektóre taksówki mają problem z jednym!). My też do tyłu i na dołek. Przesłuchania, badanie alkomatem, pouczenia.

Wtedy dowiedziałem się też, że jestem przestępcą. Że Ziobro i jego ekipa potraktowali przejażdżkę rowerową pod ?wpływem? już nie jako wykroczenie, tylko przestępstwo.

W dzień drugiej rozprawy, kiedy miał zapaść wyrok, słuchałem audycji w radiowej jedynce (w kuchni, u siebie na pokojach słucham trójki, z kompa) a tam gadka o tych ?chorych? przepisach. Dziesiątki tysięcy młodych najczęściej osób trafiło do ancla za przejażdżkę po kilku browarach. I było o tym, że jest tendencja, są pomysły, żeby to zmienić, żeby od tego odejść, żeby przestać karać więzieniem, za ten rodzaj łamania prawa.

 

Więc powiedziałem sędzinie, że może by jako preludium tych zmian, że może awansem, łagodniej nas, skora ma wrócić do normalnosci…

Niektórzy ludzie ciężko znoszą dłuższy pobyt w rodzimym zakładzie penitencjarnym.

Czy przekonam się dlaczego?

0Shares