Jest 15.45. poszedłbym spać. Ale mi się nie chce. Siedzieć też mi się nie chcę. Co robić? Znowu do centrali i walczyć? Nie… Bez przesady, po swoich imieninach ledwo co dochodzę do siebie. Ale dojdę. Człowiek nie jest taki, co by nie doszedł. Kwestia czasu. Kwestia niebanalna, ale do przejścia. Ale chyba pójdę spać, i będę spał cały już dzień, i całą jeszcze noc całą. Tak się czuję. Jeszcze tylko zjem jakieś kluski z kapustą i czymś w rodzaju mięsa (może z synogarlicy, może z łosia). Nie mam nic na sen a Anka nie odbiera. Zresztą nie chciałoby mi się iść. Chociaż. Czego się nie robi dla zdrowego snu. Teraz chodzę. Kiedyś biegałem. Pić dla snu można zawsze, ale te skutki.. Ech te skutki. Dlaczego!?
Jednak coś się wypiło i się spało nawet. Niewyspany jednak i z bólem łba obudziłem się po piątej. I już padaka. Tak mam. Jak się już obudzę, to już jestem obudzony.
O, już siódma rano dnia następnego. W Trójce Wojtek Mann tłumaczy się, dlaczego tydzień temu drwił z Radomia. Te żarty spowodowały szykany jakie spotkały pewnego pana z miasta. Koledzy robili sobie przez tydzień jaja z pochodzenia naszego ziomala. Ale redaktor ładnie się wytłumaczył. W ramach przeprosin podał nawet temperaturę dla Radomia. Podał nawet czas, że oto jest za czternaście siódma. W Radomiu.
O, już siódma dwadzieścia cztery. Była krótka toaleta. Jest trzecia herbata. Będą parówki. Z chrzanem. Bo ileż można wpierdalać jajecznicy. A żrę codziennie, odkąd wróciłem i jeśli tylko mogę coś przełknąć. Więc dziś raczej parówki. Z chrzanem. A może musztardą? Nie no, kompromitujący dylemat, nie będę zadawał sobie takich pytań. O, mówią że świniom puszcza się muzykę w chlewikach. I że świnie lubię mecze piłkarskie. I że entuzjastycznie reagują szczególnie na gole strzelone. Podnoszą wtedy uszka i nimi strzygą. I że kurom też. I ja słucham muzyki. W radio. Więc nie jestem gorszy od świń czy kur. Kto by pomyślał….
Koteluk największą wygraną na wczorajszych Fryderykach. Peszek na chatę z pustymi rękami. To za Onetem, bo czytam, w międzyczasie, słucham, piszę i czytam. Pije tą trzecią herbatę i czuje jak robię się głodny. To chyba zdrowy objaw. Ale mi się nie chce iść do kuchni i gotować tych parówek. Jakby za wcześnie. Ale co zrobić, jak głodny? A nie jest to takie oczywiste, że apetyt. Bo jeszcze jestem podtruty poimieninowo. W łikend będę odpoczywał. Jadł, pił kawy i herbaty. Może czytał. Może pisał. Kto wie. Nie wylezę z chałupy bo już mnie to wychodzenie męczy. O tu przecież niebawem trzeba będzie zacząć pracę w Muzeum Wsi i wtedy wyłażenie konieczne. Ech, życie.
A jakby tu jeszcze podespać. Wiem, że się nie da, może w porze lanczu, po południu, wczesnym popołudniem mnie zmorzy. Bo naprawdę nie wyspany, choć spałem. I to dobrze mocno spałem. Śniły mi się pieniądze. Na nieszczęście nie zbyt wielkie. Więc nawet jak się spełni, nie będzie rewelacji. Ale kurwa nie usnę. Nie ma szans. A głowa boli. Parówki już się gotują. Jakieś takie małe i grube, nietypowe, cholera wie co to jest. Ale się zje. Z bułką a na bułce serek topiony. Takie mam kulinarne fantazje!
Ciężko mi się piszę. Mam lekko opuchnięte paluchy u tej lewej. Była glebunia. Imieninowa. Podobno wróciłem o czwartej? Co robiłem całą noc?! Gdzie byłem? Z kim? Jak? Jak wróciłem? Gdzie i jak glebunia? Czwarta rano? Nie…. Nie…. Nie…
Wiem, że miałem pomysł na spożycie w nietypowym miejscu. Otóż zamarzyło mi się, żeby lutować w pociągu. Tyle że on miał stać. A ruszył. I się pojechało. W stronę Warszawy. Na szczęście to osobowy kaban był. Wysiadło się w Lesiowie. I tam czekało na pociąg powrotny. Długo się czekało. Ale nawet przyjemnie. Ale co potem? Nic nie wiem.
Pogrzało mnie też i oglądam codziennie jeden dwa odcinki Robin Hooda. Tego starego. Z charakterystyczną muzyką. Z ładną Marion i w ogóle w porzo ekipą, z Dużym Johnem na czele. Mama na kompie. Se oglądam. Głupie toto jest ale jakoś muszę se czas urozmaicać.
Jezu, żeby już poczuć się dobrze….
Więc, co o tym myślisz?