Dżesika Kiełbasa

Dżesika Kiełbasa

 

Kto zacz? Nie mam pojęcia, ale nazywa się atrakcyjnie. Usłyszałem o niej przy barze. No męczę to moje barmaństwo mocno. No jak nie męczyć, jak co chwila ktoś coś takiego powie, że trzeba notować, a często nie mam ze sobą tego tamtego co go nie mam. Więc ciągle proszę o kartkę i długopis. No taki nie jestem głupi (albo mądry właśnie) żeby siedzieć i notować całe opowieści. A opowiadają jak złoto. Ale nie będę się wygłupiał i notował całych historii. Niektóre niestworzone. Ale nie będę. W barze mam jak się państwo domyślają inne jeszcze rzeczy do roboty, nie samo zapisywanie fraz arcyciekawych. Z nich te tytuły. Z życia. Sam bym nie wymyślił!

W sobotę poszedłem przeprowadzić eksperyment. Też oczywiście notowałem coś tam, ale chodziło o co innego. Otóż do południa jeszcze poszedłem do osiedlowego baru na piwo. I do sklepu. Nie sam. Więc koło dwunastej nie miałem już pieniędzy. A jakoś mi się nie chciało siedzieć na chacie. Nie chciało mi się schnąć. Chciało mi się do ludzi i do napojów orzeźwiających. Zaryzykuje, mówię. Sprawdzę, jaką mam markę. Jakie szczęście i czy w ogóle. Oczywiście szanse jakieś – przeczuwałem – są, i pewnie to jedno czy dwa piwa wypiję. Są jeszcze dobrzy ludzie na tym łez padole. A jeśli chodzi o hojność polegającą na stawianiu, często stawiam. Więc szanse były. Że ktoś odstawi. Sobota. No tam muszą siedzieć jacyś ludzie. Ale opór był. Tak iść bez pieniędzy… No wstyd. Ale co tam, myślę, zrobię to dla sztuki, dla nauki, dla przekonania. I poszło tak: dojechałem do baru, po jakiejś minucie już piłem pierwsze piwo. Zanim je skończyłem, miałem już kupione drugie. Czekało w lodówce. Jeszcze zanim zacząłem drugie miałem już trzecie i czwarte. Piunte, szóste siódme. Telefon do przyjaciela. Zawieźć na chate bo już za dużo. Za bardzo się okazało. Okazało się aż za bardzo. Brutalnie się okazało. Nie wiedziałem, że się tak okaże.

Dzisiaj, znaczy nie wiem jak to powiedzieć, bo była druga? Trzecia? W nocy, zadzwonił Pastyllo. Jakże miło. Z Czachówka zadzwonił, ale nie wiedział, czy południowy, czy północny. W sumie nie ważne. Ważne, że właśnie się przebudziłem. Pogadaliśmy. Potem zaraz zasnąłem i śpię do tej pory. Piszę przez sen, tak już mam. Automatyzm. Pije chyba osiemnastą herbatę. Też przez sen. Nawet jajecznicę zjadłem śpiąc jeszcze. Śpiący jestem, bo wczoraj chciałem obejrzeć mecz, a że nie dawali na programach, które są na chacie, to się zasadziłem  Salbatronie i czekałem. Tyle że za wcześnie się zasadziłem. I jeszcze były kolegi imieniny. Zostałem zaproszony do suto zastawionego stołu. Długo nie posiedziałem. Do meczu nie doczekałem. Wróciłem na chatę i w kimono. I tak sobie śpię. Najważniejszy jest zdrowy sen.

Dzisiaj znów mecz. Ale już „w pakiecie”. Więc obejrzę w „norze”. Pewnie też przez sen. Bo śpię. Śnie jak zwykle, o pieniądzach, alkoholu i dziewczynach. Dżesika Kiełbasa mi w głowie. Ktokolwiek to jest i czy istnieje, czy nie – śnie.

Na szkolenie mnie nie przyjęli, bo nie mam świadectwa ukończenia szkoły. Żadnej. Jakbym był bez całkiem. Więc co robić? Jakoś się dokopałem do maila do redaktora Żmudzina. Napisałem. Może pomoże. Chociaż długi łikend. Pewnie „buda” zamknięta. Do Torunia nie pojadę, tam mam chyba duplikat. Nie mam siły. Będę męczył profesora. O jak ja lubię męczyć….

4Shares