adidas na aids

Także wczoraj zasnąłem z mocnym postanowieniem. Żeby rano pobiec. Rano postanowienie już nie było tak mocne. Miałem fajne sny przed przebudzeniem. Takie rodzinne. No, to że ganiały mnie psy, normalne. Trauma oniryczna. Lęki deliryczne. Ale była matka, była ciocia Basia, była cała rodzina z tamtej strony, było mnóstwo dzieci ze wszystkich stron, były zwierzęta, dużo prezentów, kupa żarcia, rano, przygotowania, jakieś dziewczyny, powabne, których nie znałem (może z rodziny też, ale nie przeszkadzało mi to w fantazjowaniu). Ładna działeczka. Wujki ciotki babcie szwagry siostry cioteczne mocno wszystko.

Ciasta i szampany a nawet chory psychicznie wujek. Sałatki świeże, jak ze stołecznego baru Tukan, dobrze się zapowiadające z rana. A ciepło wstawało całą jasnością i otwieraniem zaspanych powiek. Właśnie, lecieć teraz i biegać, trochę jestem jeszcze zamulony, siedzący w tamtym śnie jestem, zamiast wyjść i biec lecieć, posiedzę, poczekam aż stary przestanie buszować w kuchni (zawsze jak wstaje później i nie mogę se zrobić w spokoju kawy czy śniadania, wydaje mi się, że on tam jest specjalnie, żeby mi przeszkodzić, nie dać wejść, dokuczyć, wypłoszyć, żeby wymierzyć mi jakąś karę za niewiadome grzechy.) I najbardziej wkurwia mnie to, że jak ja jejecnicę jednego dnia, to on drugiego, jak ja jaja na miękko trzeciego, to on to samo czwartego, jak ja kupie sałatę, pomidory i bułki i zjem toto z rzodkiewkami, bo mam taką ochotę, to on to samo – kupi i zeżre, jak ja chuda wędlina, to i on potem, jak ja kurcze pieczone w M1, na drugi dzień jest w folii i jego porcja, boże…)

Zamiast polecieć biegać idę sobie zrobić kawę. ( chciało by się kawę meksykańską, wielko ziarnista, o barwie stalowozielonej, przerabiana metodą mokrą, dobrze sortowana.) niestety jest mała Nesca. Nie zapalę do niej, bo nie mam co dziś z rana. A palnałbym jednego Plamala.Taki ze mnie palacz, że często nie palę. Będę pil kawę i będę nie biegł. I nie palił. Choć może pobiegnę. Nigdy nie wiadomo co w człowieku gna i kiedy go wygna pogna. Ale jeszcze jak sobie obiecałem… Jak sobie obiecuje że będę się starał nie popaść w szaleńczy alkoholizm, chronić zdrowie psychiczne i fizyczne, ratować marne życie i dać jeszcze kilka dni spokoju tym, co się bardziej martwią, to jakoś ta obietnica szybko że tak powiem wiotczeje, wyparowuje, traci blask i na znaczeniu. Jak sobie postanowię biegać z rana, to siedzę, nie biegnę, piszę o tym, piję herbatę, rozkoszuje się nie bieganiem, i zaraz, po jakichś dwudziestu minutach pół godzinie, do godziny, wstanę, założę but sportowy, koszulkę specjalną dla biegaczy (dostałem pocztą jeszcze w Anglii, bo zadeklarowałem wpłaty na dzieci z rakiem, dla fundacji, co się zajmuje bieganiem i dzieci leczeniem. Nie wpłaciłem, ale biegam i dumnie koszulkę noszę), spodenki znad Krutynianki czy Kurtynianki, co to byłem z Sią na jedynych wakacjach, i nie miałem spodenek, więc mi kupiła, i mam, i noszę, i biegam w nich. Założę to wszystko i pobiegnę. A prawdę mówiąc, już mam sobie to i owo, skarpety i buty zostały do wzucia.

Ale jak wspominałem i jak się obawiam – nic nie zaobserwuje biegnąc. A wynurzając się z oparów alkoholu, co to mnie na chwile ostatnio znów spowiły, chcę się skoncentrować na aktywności „domowej”. Znaczy że będę coś na chacie robił. Co? Pozycje czytelnicze się kończą. Internet nudzi. Pisanie? Te tematy, no te tematy… Telewizor? Oj nic tam przecież, ale dla odmiany i z dziadem na Rzygi nad Rozlewiskiem nawet popatrzę. Jeśli chodzi o błogosławiony wynalazek TV oraz antenę co to przynosi pasma niepoliczalne ilości kanałów, to właśnie stary zdecydował się na jakiś National Gównografik o dziesięciu najbardziej niebezpiecznych, żarłocznych, czy szybkich, czy śmiesznych, nie wiem, zwierzakach. Ale dramaturgia! Siedzę u siebie w warsztacie i słyszę jak tam się rzeczy mają. Dramaty antyczne i fascynacje wręcz erotyczne. I tak dobrze. Czasem  we flagowym porannym programie dwójki Kawa czy Kiełbasa ogląda wybory mis nastolatek.

Kończę zupę mleczną i skłaniam się do przyklaśnięcia twierdzeniu, że rano powinno biegać się na czczo. Więc już dupa. Nie biegnę. Ale pójdę na spacer, może nawet kawałek podbiegnę. Będę szedł koło kościoła, tam mnie może przypilić do sprintu.

A jednak. Pobiegłem. Stałą trasą. Kopią dłubią stawiają na palach i w wykpach w wodzie obwodnicę więc chcąc nie chcąc dwa razy przystanąłem szukając ścieżki kładki grządki by przekroczyć rów wąwóz parów. Ale biegłem. Należy mi się wtorkowe spotkanie z pewnym redaktorem. Jesteśmy umówieni. W dziekanacie gdzie pracuję w lodówce są różne napoje chłodzące.

0Shares