HuDa

HuDa

 

Nie tylko ona, moja towarzyszka podróży do Poznania wie, że należy wiedzieć, kto z kim, kiedy dlaczego i jak. Okazuje się, że mój stary także.

Pierwsze co mnie zastanawia, to skąd ową tajemną wiedzę ludzie światli czerpią. Ponieważ towarzyszka moja telewizji nie ogląda prawie wcale, więc nie stamtąd. Natomiast ojciec spędza przed tv cały dany mu przez bozie czas. I ona, i on, z  bardzo różnych powodów nie czytają. Ona nie ma na to czasu, on ma, ale przeznacza go na co innego, na telewizje. Jeśli chodzi o towarzyskość: tak, ona ma znajomych licznych i liczniejsze jeszcze znajome, ale – jak wspomniałem, mało czasu, więc domniemywam, że jak już gadają, to nie o Szczepkowskiej czy Józefowiczu, choć to wdzięczne pewnie tematy. On też zna parę osób, spotyka garstkę, nie wierzę, po prostu nie wierze żeby gawędzili o nogach Deląga czy kłopotach młodego Sztura.

A poszło o to, że obejrzeliśmy razem Teatr Telewizji. Bo jak on cały czas ogląda, to on na prawdę cały czas. A jak mnie oskarża towarzyszka, że ja cały czas, to ja w rzeczywistości nie cały czas, tylko czasami. Raczej rzadko.  Więc po wiadomościach, bo ciekawy jestem czy jeszcze można się latami w jaskiniach ukrywać, jak się jest najbardziej poszukiwanym kolesiem na świecie, po wiadomościach odpuściłem na pół godziny, posiedziałem w swojej samotni odprawiając czary, i potem ten spektakl poszedłem zobaczyć. Dobry.Nawet dobry.  Może o nim później. Ważniejsze, że dowiedziałem się od razu, że Chyra z tą drugą, której nazwiska nawet nie pamiętam, to piętnaście lat parą byli. I nie są. Ale grają właśnie teraz na ekranie razem. No co mnie to…

Jak ja Chyre zobaczyłem na ekranie w toruńskim kinie podczas projekcji filmu Dług, to mi zostało. Straczyło mi. Znam go. Cenię. Lubię oglądać jako na przyklad komorników, ale żeby domyślać się co jada i z kim, to nie. Raczej nie.

Drugie co mnie zastanawia, to że ja tu w ogóle jestem. Na tej Świętokrzyskiej. Bo jak wybyłem w jakimś 2003 roku, to naście razy zmieniałem adresy – jednak wracałem. Co jakiś czas wracałem. I to nie były powroty z tarczą. Raczej klęskami i upadkami wiedziony tu trafiałem. I znów tu jestem. I z popipołów powstaje. Bo się w niejakie obruciłem.

I tu ten odwieczny telewizor. Ok, niech tam i będzie, niech gra. Ale żeby przez te wszystkie lata, podczas tych wszystkich moich nieszczęsnych powrotów on grał to samo! Nie, tak być nie powinno.

Ciągnąc wątek telewizyjny, to zmiany. Znowu zmiany. Jeśli chodzi o odbiornik. Na gorsze zmiany. Kiedy ten wspaniały wypełniony medytacją i walką o przetrwanie czas rezydowałem u towarzyszki moich podróży do Wielkopolski, do dyspozycji (pod pewnymi wszakże rygorami) był odbiornik duży i solidny. Ładnie wisiał na ścienie a na przeciwko siedziałem ja i robiłem co powyżej. Modliłem się i zmagałem duchowo całymi dniami, wychodząc tylko czasem do Słoneczka po strawę mniej duchową. Telewizor grał, to ja go obserwwałem. Czasem bardziej, czasem mniej czujnie. Tam różne rzeczy widziałem. Jak grali w tenisa, widziałem piłeczkę. Jak pokazywali kosmos, widziałem gwiazdy. Telewizor był nie za blisko, nie za daleko. I spory był.

I oto przeniosłem się znów tu do pustelni. I oto tu też jest telewizor.Tu telewizor jest jakby za daleko, i jakby za mały. Jak tu grają w tenisa,ja nie myślę nawet o piłeczce, ja nie widzę zawodników. Kortu się tylko domyślam. Jak pokazują uniwers, widzę tylko czarną dziurę.

Z fonią wszystko w porządku jest.

0Shares