Gdybym był sam, byłbym z Olgą Frycz. Nie wiem dlaczego. Jak? Postarałbym się. Jakoś. Gdybym był singlem, napisałbym do Olgi Frycz, do której czuje jakby miętę. Napisałbym, zdobył, posiadł tę dziwną pogniecioną szeroką twarz. Olga Frycz. Chociaż nigdy o niej nie myślałem, teraz przez chwile pomyślałem. I starczyło.
Nigdy jej na prawdę nie widziałem. Nigdy jej nawet w telewizorze nie widziałem dobrze. Nic o niej nie wiem. Poza tym, że napisała ostatnio na jednym z portali społecznościowych, że szuka.
Na Onecie napisali, że jest sama. Że rozstała się z jakimś borsukiem czy innym futerkowym, i cytat z Olgi, że szuka. Że do tańca. Potraktowałem to jako grubą przenośnie. Tańczyć to ona miała właśnie czas przed rozstaniem. Ale ona tego nie wie. Może właśnie chcę się z nią związać, żeby jej to powiedzieć, uświadomić. Ona w ogóle nie wie, co traci, pozostając z daleka ode mnie.
Nie wiem ile ma lat. Nie wiem jaka jest. Nie wiem, co lubi. A czego nie. Nie wiem, jak przebiegała jej kariera. Nie wiem, czy jest ładna i mądra. A przecież wątpię. A przecież sceptyczny z założenia. A jednak…
Ona jakaś fajna mi się wydaje. Chociaż zaprosili ją kiedyś do spadkobierców (ja jeszcze wtedy nic do niej nie czułem, a na pewno nie miętę, i oglądałem z przerażeniem, bo wiedziałem, jak trudno będzie i nie pomyliłem się) i jakaś dziwna tam była. Jakieś miny stroiła. Jakieś maski zakładała. W jakieś lustra grała.
Wybrnęła, ale ciężko było. Wyciągnęli ją, ale z trudnościami. Zagadała, ale nie gładko, nie bez oporów. Polotu nie za wiele. Poczucie humoru, ech, no nie wiem…
Wydała mi się jednak fajna. Właśnie teraz. Bez zapatrzenia. Bez możliwości chwili refleksji. Ot tak. Kiedy przeglądałem ten Onet, i przeczytałem, poczułem do niej mięte.
Ale nie jestem sam. Nie jestem singlem. Nie ma tematu. Nie było tematu. Chociaż dlaczego nie… Zaraz wyjeżdżam. Jeśli nie jestem wolny, w sensie, sam, do wzięcia, do Olgi, to na pewno będę trochę jakby wolniejszy. czy to wystarczy? I jak by to miało wyglądać? Co ja miałbym zrobić? Co znaczy postarać się, jak palnąłem na wiwat na początek…?
I czy będę wolniejszy jak pojadę?
Co wydarzyło się przez miniony rok…? Przyjechałem na trzy miesiące, zostałem dwanaście. Tak jak kiedyś na Solskiera… Przyjechałem na tydzień z Glosta, przez Amsterdam, Niemcy, Wielkopolskę, gdzie pognali mnie z autobusu za popalanie w kiblu, przez zachodnią, przez kwadrat, w którym pomieszkiwał Bebe. Dopiero po wypicie kilku szampanów na hałdach piachu budowy Lidla na piątego roku, przyjechała Iza i zabrała mnie na antresole. I zostałem. Na trzy miesiące.
I jak ja śmiem pouczać ludzi w kwestii punktualności? A śmiem.
Przyjechałem na trzy miesiące, zostałem rok. Pół roku nie mogłem zrobić tego, po co przyjechałem, bo tańczyłem. Potem spotkałem ją. Spotkałem ją tego samego dnia w którym tamta ze stolicy poinformowała mnie, że z kimś jest. Wiec jakaś harmonia i gra muzyka. Ona z kimś jest, ja spotykam ją. I tamto mnie puszcza, ale nie wiem wtedy, co czeka mnie tu. Wtedy cieszyłem się. Wierzyłem, że wszystko lepsze, niż to co było. Teraz potwierdzam. Lepsze. To jest lepsze. To jest dobre – mogę powiedzieć. Trudne, ale dobre.
Czasu nie zmarnowałem. Drugie pół roku od tańca się powstrzymywałem. Z wielu przyczyn. Ale dla jednej.
Na przełomie półroczy w dwa tygodnie udało mi się załatwić to, po co przyjechałem pół roku wcześniej na trzy miesiące.
Teraz czeka mnie znów rytuał zakupów. Przejściówki, ładowarki, kosmetyki, leki. Leki na pala pala, i leki w razie czego, gdyby czyżby czyżyk. Przejściówki do wtyczek komputerowych, telefonicznych, fotograficznych. Szampony, pasty, patyczki. Perfuma, czapka, okular.
Bilety kupione. Jadę do pracy, pracować dla dobra i względnego komfortu innych, a już zaczęli zajmować się mną – dzwonią, piszą, kupują bilety na samoloty, pociągi, autobusy, radzą, rysują mapy, podają czasy, przesyłają pliki. Dobrze jest, jak sie zajmują.
Olga Frycz chce tańczyć w Portugalii. Dlaczego nie?
„Gdybym był sam, byłbym z Olgą Frycz.” gdybyś był z Olgą , nie byłbyś sam, to zdanie jest absurdem 😉