Żeby żyć trzeba chodzić. Może nie jest to generalna zasada i taka, od której nie ma wyjątków, ale zasadniczo…Więcej, jest do udowodnienia teza, o wpływie chodzenia na jakość ludzkiego życia. Sposób i odległość chodzenia zdecydowanie poprawia jakość życia. Taki chodziaż Korzeniowski dużo chodził i sobie wychodził. Żyje dobrze i dostatnio. Wiem to skądinąd.
Poszedłem więc pochodzić. I przyniosłem szyszkę.. Podczas pierwszego dziś długiego, ale nie nadłuższego chodzenia poczyniłem już pewne obserwacje. I przyniosłem szyszke. Podkreślam „i”.
Ogólnie należy chociaż odrobinę wiedzieć gdzie się idzie, gdzie się będzie chodziło. Ważne jest też „po co?”. Jednak powodów dla których warto chodzić jest tyle, że to nie zmartwienie. Najważniejsze to wyjść pójść, a z tym różnie bywa. Jak się idzie i wie mniej więcej gdzie znaczy dokąd, to należy chód swój kontynuować. Mimo zniechęceń. Te są zmorą każdego chodziarza. Nawet tych najlepszych. Według mnie należy jeszcze obrać taką drogę, która będzie w miarę długa. Jednak nie za długa. Długa w miare. Zależy to od aktualnej dyspozycji chodzącego. I samej drogi. Bo długie drogi do porządnego chodzenia są już na prawdę na wymarciu…
Ja wybrałem tą, która prowadziła do dłuższej. Z kolei druga wiodła do trzeciej, dłuższej. I ta już była na prawdę długa. Więc szedłem. A chód swój najsamprzód ustaliłem sobie na półgodzinny. Starczy, myślałem. Kto ma dziś czas i ochotę chodzić dłużej. Jak sie chce przejść dłuży dystans należy po prostu iść szybciej. Albo biec. Najlepiej biec.
Szedłem i chciało mi się isć. I specjalnie, kiedy minęło piętnaście minut i powinienem – będąc wobec siebie i wszystkich innych chodziarzy uczciwy – zawrócić, zamiast tego, szedłem dalej. Ale już tak, żeby inną drogą kierować się z powrotem. I patrzyłem tak na przyrodę bujną o tej porze roku, jak i na słynne zalesińskie zabudowania willowe. Wysyp ślimaków. Różnych rodzajów. I tych ze skorupkami, i tych bezdomnych. Ptak kwili, a jakże. Natomiast zaniepokoiła mnie jedna rzecz.
Zaułki malownicze. Domostwa imponujące. Zieleń i powietrze prima sort.
Już trochę tędy i owędy tu chodziłem i namacalny był spokój, czytaj mało ludzi, samochody tak, ale poparkowane za tymi murami, siatami, ogrodzeniami. Mało jeździło. Cisza. A teraz? Idę, i choć idę spokojny jak toń Dunaju jesienią, rześki i w dobrym nastroju, a zmysły mam lekko poetycznie wyciszone, i choć tak idę i wydawało by się, że nic mi tej przechadzki kontemplacyjnej oraz sportowej zakłucić nie może, to zakłócali. Tymi samochodami. Raz zakłócił mi rower. Dziwne, ale tak się stało.
Specer był też drugi. Dłuższy. Tam się napatrzyłem. Zakłócało, ale się napatrzyłem. Za tymi murami ogrodzeniami płotami jednak można było coś dostrzec. Na przykład przez jedną poważną wyrwę w ścianie ogrodzeniowej dostrzegłem całą kupę cegieł. Zwały stosy cegieł. Zdziwiło mnie to bo wystarczyło by na dom, a dom wielki już stał i piękniał w oczach. I olśniło mnie, że to na reszte ślicznego muru… Tyle cegły. Zazwyczaj nie żal mi kamieni i minerałow, ale teraz zrobiło mi się przykro.
Gdzieś tam stała stara i zaniedbana szklarnia. Na posesji. Obok tych na prawde… domów. I to mnie olśniło po raz drugi. Może oni wszyscy (bo to jednak ciekawi…) , mieszkali tutaj skromnie, wzbogacili się na jakichś drobnych geszeftach, a potem, w latach już dzisiejszych, kiedy banki wolny rynek obligacje i ziemia sama warta fortune,budują te pałace na kredyty?Na pewno… wszystko jak nie jest to będzie na kredyt. A te kredyty na przykład pod te szklarnie, nie?
Można wziąć kredyt „na szklarnie”? posiadając szklarnie jest się w oczach banku wystarczająco wiarygodnym? Ile kosztuje szklarnia? Kto ma do sprzedania szklarnie. Gdzie jest jeszcze jakaś do wzięcia bo w tej mojej ktoś się jednak zaczął nerwowo kręcić jak tak stałem oniemiały w uniesieniu…
Więc, co o tym myślisz?