sny benzynowe

Jestem na głodzie. Wychodzi na to, że jestem na ciągłym głodzie. Mam natrętne myśli o alkoholu. Odkąd dowiedziałem się na terapii, że natrętne myśli o alkoholu są symptomem alkoholowego głodu, mam natrętne myśli o alkoholu. Odkąd dowiedziałem się, że symptomem głodu alkoholowego są myśli o alkoholu, i nie muszą to być myśli dotyczące bezpośrednio chlania, odtąd myślę, że ciągle myślę natrętnie o alkoholu; nie o spożywaniu, ale myśli mam. I to wystarcza.  Bo chodzi o to,  że nie trzeba myśleć tylko o tym, jak i czego tu się napić. Żeby natrętnie myśląc o alkoholu nie trzeba wcale kombinować co i z kim zaraz pierdolnąć. Oczywiście, są natrętne myśli o alkoholu z tendencją do natychmiastowej realizacji. Są, ale jest ich mniej. Są rzadsze. Zdarzają się nieczęsto.

Myśl o alkoholu to każda myśl o alkoholu. Natrętna myśl o alkoholu to każda myśl dotycząca w jakiś sposób tematu alkoholu. Także o moim głodzie świadczy tak towarzysząca mi czasem myśl o tym, że się niebawem napije, jak i myśl, że pić nie chce. Albo nie chce mi się. Albo nie będę. Tak wspomnienie picia, jak i picia antycypacja oraz picia w myślach odmowa. Tak picia stanowcze wykluczenie, jak picia sucha zachcianka. I to i to, wszystko naraz i z osobna, whatever.

Odkąd jedno i drugie zauważyło a potem nie omieszkało mi powiedzieć, że dużo gadam, że piszę ciągle o alkoholu, postanowiłem – z całą świadomością ryzyka czy wręcz samobójczemu charakterowi tego czynu – pochylić się nad  tematem. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej swojemu sposobowi myślenia. Ścieżkami, jakimi moje myśli przetrącone błąkają się. Tematami, jakie w moich słodkich myślach się pojawiają. Specjalnie postanowiłem zwrócić uwagę na wszelkie przejawy tematu alkoholowego w moim myśleniu. Od tej pory, wyczulony na wszystkie przejawy CnH2n+1OH w mojej jaźni, stawałem w alercie i sumiennie odnotowywałem każdą najmniejszą nawet myśl o alkoholu. Rozgorączkowany rejestrowałem każdy jeden alkoholowy kontekst w moim myśleniu. Coraz bardziej przerażony analizowałem każde jedno potknięcie się w myślach o temat picia.

Nie trzeba chyba dodawać, że myślałem o piciu coraz częściej. Jak wcześniej myślałem czasami, tak teraz myślałem częściej niż czasami.

Nauczyłem się już kiedyś myśleć opowieścią. Wytrenowałem w sobie umiejętność myślenia fabularnego. W myślach nieustannie opowiadam jakąś historie. Myślę początkami, rozwinięciami i zakończeniami jakiejś całości. Myślę o dobrze zapowiadających się początkach, o ciekawych „bebechach” oraz wykwintnych puentach. Myślę o ludziach jako o bohaterach dramatu, o przyrodzie jako o oklocznościach przyrody; zwykłych rzeczach jakie spotykają zwyczajnych ludzi, jako o specjalnych wyjątkowych wydarzeniach dotykających niepowtarzalne i mocno interesujące indywidua.

Od kiedy terapeutka oznajmiła, że natrętną myślą, będącą przejawem głodu alkoholowego, jest każda myśl, w jakikolwiek sposób alkoholu dotycząca – cały już czas natrętnie  i do obrzydzenia, bez urozmaicenia myślę o piciu. Patrząc na świat myślę o miejscach w których piłem, w których będę pił, w których można się napić; myślę o pijącym albo niepijącym sobie samym albo pijących za mnie, beze mnie, wobec mnie czyli wobec mojego niepicia – o pijących innych, a jest o czym myśleć, bo przecież, jak to się ładnie mówi – piją wszyscy; oglądając zza szyby autobusu leśną polankę, drogowe zakole, przedsklepową wysepkę, plac zabaw, krawężnik, drzewo, kompleks budynków, ruiny domu, stromy pagórek, wartki strumyczek, piłkarską bramkę, lodowisko, krajobraz po bitwie, widok na przyszłość, obrazek z dzieciństwa – widzę miejsca, w których na pewno się nie napiję; jestem realistą, wszędzie nie dam rady… Nawet jakbym akurat nie przestawał, a zaczynał ze wzmożoną siłą, wielką ochotą oraz odpowiednimi środkami, ze zdrowiem końskim i  z miłującego pijanych maluczkich bogiem w sercu – wszędzie rady bym nie dał. Ale inni owszem, dlaczego nie. Idę przez miasto, mijam ludzi, z którymi się nie napije na pewno, zaglądam przez okna do domów, gdzie nie przechyle przy stole setnej ćwierci, odwracam głowę w kierunku bram, w których nie walnę wina, mijam ogródki piwne, w których nie usiądę i zasmakuje chmielowej wilgoci.

Myślę o życiu i cały czas myślę o piciu. Bo jakkolwiek ryzykownie to nie zabrzmi, jak bardzo zgrana i nieprawdziwa byłaby ta fraza, jak śmieszne i banalne to powiedzenie, to jak mawiało się w latach świetności alkoholowej, jak mawiali najlepsi, jak pewnie mawiają jeszcze ledwo co, ale żyjący alkoholicy – życie to picie.

Możliwe jest jednak przecież myślenie wolne od kontekstu alkoholowego. Od jakiegokolwiek kontekstu luźno choćby o picie się ocierającego. Możliwe, ale odkąd dowiedziałem się, że każda, ale to każda myśl o alkoholu, jest przejawem głodu alkoholowego, bo jest batrętną myślą o alkoholu, odkąd się dowiedziałem…

W sklepie za każdym razem nie kupuje alkoholu, w knajpie nie zamawiam wódy, w domu do obiadu nie pije wina… Na wakacje jadę niepić, na grilla idę żreć, na ryby z wędką, na grzyby z wiaderkiem…

0Shares