I jedno, i drugie

Nie ma co się oszukiwać: nie jestem specjalistą od związków. Ani zawodowych, ani tych damsko- męskich, o innych nie wspominając. Większość, jeśli nie wszystkie moje relacje z kobietami najpierw psuły się, następnie rozpadały definitywnie  z powodu, który jako problem i jako sposób na życie dobrze znam: w wyniku pijaństwa. Jeden jedyny raz zdarzyło mi się z dziewczyną być na tyle długo, by we wspólne życie zaczęło wkradać się coś jakby nuda, rutyna. Latami trwałem w zachwycie. „Jeśli partner codziennie mówi, <<ach, jak ty pięknie wyglądasz>>, to będzie fajne przez rok, a po pięciu latach zrobi się nudne.” Tak samo w drugą strone. „ Jeśli facet usłyszy taki komplement od innej atrakcyjnej dziewczyny…? To aż dreszcz po plecach biegnie, prawda?” Usłyszał. Przebiegł. Źle się to skończyło. Wszystkie pozostałe związki kończyły się z hukiem w fazie wzajemnej fascynacji, poznawania się, planowania wspólnej drogi.

„I potem ludzie zmieniają partnerów, na przykład na kogoś, kto jest głupszy i mniej wart. (…) Niestety, pragnienia ludzkiego serca są wewnętrznie sprzeczne (…) Namiętność i poczucie bezpieczeństwa wzajemnie się wykluczają, a my jednak chcemy, zeby parner dawał nam i jedno, i drugie.

Jako alkoholik z chorą trzustką jestem i czuje się elitą elit. Ludzi spożywających „substancje” w sposób problemowy jest jakiś kilka procent ogółu. Tylko dziesięć procent z nich ma problemy z tym narządem. Mieszczę się – nomen omen – w tym wyjątkowym promilu społeczeństwa. Normalny nie jestem. Normalność jako psychopatlogia przeciętności nie „kręci” mnie. Żyje skromnie, raz lepiej, raz gorzej, czasem sam, czasem nie, jem, śpię, sram – czasem o czymś pomyślę, czasem coś zobaczę, rzadziej zrozumie. Ale zdarza się. I zapatrzeć, i zauroczyć, i zobaczyć prawdę jakby objawioną.

Z wnikliwej obserwacji świata a tez w wyniku wsłuchiwania się w słowa „mądrzejszych” wydedukowałem pewne „prawdy”, z którymi trudno dyskutować. Do rzeczy!

Czego brakowało w moich związkach z tymi wyjątkowymi dziewczynami? Alkoholu było aż nadto… brakowało na przykład wsparcia społecznego. „Jedną z ważniejszych funkcji w związku jest zapewnienie sobie wsparcia społecznego. Jeśli partner zostanie naszym najlepszym przyjacielem, nie tylko rozumie nas intelektualnie, ale też emocjonalnie”. Emocje w związkach były. Czasem intensywne. Zrozumienia mogło brakować. Były niedomówienia. Zresztą zrozumieć mnie? Zrozumieć taki konglomerat sprzeczności, w dodatku często albo pod wpływem, albo trzeźwiejący?

Frazesem i banałem jest stwierdzenie, że kobiety są pamiętliwe. Niejedna obrażając się potrafiła w swoim dąsie trwać godzinami, mistrzynie cały dniami. Tu w sukurs przychodzi mi  znów „literatura fachowa”. „Bo im dłużej z kimś jeteśmy, tym więcej ten toś zrobił nam złego. (…) niestety, te złe i dobre rzeczy nie liczą się jednakowo. (..) nasz mózg jest tak skonstruowany, że inaczej zlicza doświadczenie pozytywne, a inaczej negatywne. Te pierwsze są słabszymi bodźcami, stają się w pewnym sensie niewidzialne. Facet wyniósł śmieci – to oczywiste, taka jego rola. Ale raz nie wyniósł: obelga! Krótko mówiąc, zło jest silniejsze od dobra.

Na terapii (której to już?! Nieskutecznej…) pani mówi jednak, że ja, alkoholik, jeśli chodzi o moje picie, a na tym polegało (polega?) całe moje dorosłe życie, pamiętam tylko chwile dobre! Mechanizm iluzji i zaprzeczeń sprawia, że widzę siebie pijącego tylko w dobrym towarzystwie i dobre trunki. Bezproblemowo. Tylko w łikendy i tylko w odpowiedniej ilości. Innych rzeczy nie pamiętam… traum, konfliktów, łajdactwa, psychoz, upadków, smrodu, rzyganka i trzęsiawki już po miesiącu. Od czego więc kobieta?  Skoro specjalista od związków wskazuje na to, że pamięta się te złę rzeczy?  Zło jest silniejsze do dobra, i terapeuci małżeństw mówią, że jest to jak jeden do pięciu! Skoro ja nie mogę, niech ona pamięta! Przypomina! Ależ proszę!

Alkoholik nie może, nie powinien być sam… Tak w  swoim pijackim widzie, jak i „dochodząc do siebie”, potrzebuje towarzystwa. Nieraz rozmarzyłem się na terapiach, wysłuchując zwierzeń facetów, którzy nie muszą tygodniami wychodzić z domu, bo najpierw – kiedy chleją – kobiety alkohol im donoszą, potem – jak zdrowieją – gotują buliony, parzą herbatki i melisy…

Pijakowi potrzebna jest kochająca kobieta. Skrupulatnie zapamiętująca i lojalnie przypominająca „złe” rzeczy. Pijak będzie żył tą iluzją, że raczej, raczej, raczej wszystko jest w porządku. Ona będzie to „straszne” myślenie korygować. Innego wyjścia nie ma. To naturalna kolej rzeczy. Pożądany podział ról w jedynej wspaniałej, szalonej, romantycznej, nigdy nie nudzącej się konfiguracji mężczyzny i kobiety: związku pijaka i prawdziwie kochającej go kobiety.

Wskaźnikiem który prawie bez pudła wskazuje  szanse na trwanie związku, jest wzajemna relacja na zgłaszane problemy i pretensje. (…) Jeżeli na przykład on robi jej uwagę, że fatalnie prowadzi samochód, to ona może zareagować na dwa sposoby: zastanowić się, czy rzeczywiście tak jest i co zrobić, żeby prowadzić lepiej. albo może powiedzieć obrażona: a ty za to chrapiesz! To oczywiście uproszczenie, ale chodzi o to, jaką strategie w sytuacji kłótni przyjmuje partner. czy próbuje znaleźć rozwiązanie problemu, czy raczej szuka winnego i dorzuca problem.

W omawianej sytuacji problem jest jeden. Wystarczający: wspaniały jako wyzwanie. O obliczu groźnym a czasem obrzydliwym. Kwestie nadużywania, relacje damsko męskie, rola i charakter pamięci oraz wspomnień… Romantyzm, racjonalizm, intercyza, miłość, kompromis, przyzwyczajenie, interes…  zaraz zaraz, o czym ja to…?

0Shares