Lej po Play

Lej po Play

 

Wiele spraw można załatwić przez telefon. Nie wszystkie. Słyszałem o telefonicznych zerwaniach zaręczyn, o powiadomieniach o śmierci kota czy wywaleniu z roboty. W tym przypadku musiałem do salonu operatora telefonii udać się osobiście. Umowę można zawrzeć telefonicznie, zerwać już nie.  Telefonicznie przedłużyłem umowę na internet. Podziękowałem za urządzenie, po czym uświadomiono mi, że powinienem o urządzenie poprosić. Że zrezygnowałem niepotrzebnie.  Zadzwoniłem, a wcześniej napisałem, żeby do zamówienia urządzenie dorzucili. Poinformowali mnie, że nie ma kurwa takiej opcji. Słowo się rzekło. Jedyne wyjście to zerwać umowę i zaraz poprosić o nową. Już z urządzeniem. Chciałem zerwać prze telefon. Nie dałem rady. Pouczono mnie, ze należy pofatygować się do salonu. Osobiście.

Salon Play w Piasecznie to drewniany domek (jak  ten  mojej babci na Halinowie), zielony, wciśnięty (inaczej niż wolno stojący babciny) między dwa murowane.Przy ulicy. Asfaltowej. Zakręcającej. Jak to teraz już wszędzie, zakręcającej przy Biedronce, obok oddziału banku, komisu z telefonami i delikatesami Piotr i Paweł.  Niby w centrum miasta. Tylko gdzie ta mieścina ma centrum? Ważne, że blisko rejonów, w jakich operuje. Także poszedłem, zdziwiłem się, że w pobliżu czy od zaplecza nie ma studni, grządki smolinosów i królików w klatkach. Była mała izba, lada, a za nią dwójka młodych. Młody był zajęty, starsza młoda utleniona blondyna też, ale ona skończyła wcześniej, po czym z nieukrywaną ciekawością poprosiła mnie.

Trzeba dodać, że wcześniej trochę czekałem. Te parę minut to patrzyłem w gabloty na ścianach, to przeglądałem katalogi. Obserwowałem też klientów i pracę playowców. Ale bez przesady. Spokojnie. Po pięciu minutach dziewczyna była wolna. W pogodnej atmosferze pożegnała się z damą, która chciała duplikat karty sim, bo pierwszą kartę zgubiła bezpośrednio po wyjściu z salonu dzień wcześniej, i nie znalazła.

Moja kolej. – dzień dobry, mam taką sprawę: chce anulować umowę na przedłużenie internetu, którą zawarłem trzy dni temu. Przez telefon poinformowano mnie, że mogę to zrobić na miejscu w placówce w ciągu dziesięciu dni. Ona: czyli tak… znaczy pan che odstąpić? Tak… tak? Dobrze, ale dzwonił pan? I co? Dobrze, przyznam się panu, że nie wiem co robić. Nie wiem… (do kolegi)  Karol wiesz? Co? No jak odstąpić, znaczy zrezygnować, znaczy nie przedłużać? Pan przez telefon załatwił, chce zrezygnować…No normalnie, wiesz, przez system, wysyłasz, i załączasz, piszesz, i wysyłasz…  Nie wiem – powtórzyła dziewczyna. – Nie wiem jak to zrobić,  ale dobrze, że pan jest grzeczny, bo inaczej w ogóle bym tego nie starała się zrobić… – powiedział do mnie. Miała celulit na rękach i twarzy. Podczas mimiki odpadały jej z policzków kawałki skóry i mięsa. Puder skapywał z miejsc, które dziwnym trafem trzymały się kości. Sposób mówienia zdradzał cechy sucze. Na podtrzymanej białym jak bluzka biustonoszem w rozmiarze gdzieś między E a G piersi, miała identyfikator z imieniem: „Małgosia”.-   Ja grzeczny?! – chciałem zapytać powiedzieć, bo przecież dopiero co wszedłem, trochę postałem w gablotach, nic nie mówiłem, nic nie robiłem. – Wie pani, dziękuje, powiedziałem, choć chciałem powiedzieć co innego, jak zwykle. –  Wie pani, dziękuję, miło, ale ja jeszcze chyba nie zacząłem być ani miły, ani nie miły, po prostu czekam. A co do sprawy mojej, jestem pewien, że pani sobie poradzi, kolega pomoże, może trzeba gdzieś zadzwonić, mnie poinformowano przez telefon, że na miejscu, w salonie, tylko osobiście…

Zaczęła zdzwonić a ja siedziałem i zachowywałem się grzecznie. Czasem coś podpowiedziałem, uśmiechnąłem się najserdeczniej jak umiem. Ale nie czułem się dobrze. Ta niekompetencja połączona z arogancją (drugi raz powtórzyła, że gdyby nie jakaś sympatia i to, ze ja grzeczny –specjalnie by tej sprawy nie załatwiła). Dzwoniła i pytała, ale nawet te zapytania słabo jej wychodziły. Zacząłem obracać się na stołeczku. Ona dzwoniła. Zerkała na mnie co raz. Jeśli akurat mój obrót wypadał vis a vis Małgosi, patrzyłem jej prosto w oczy. I czekałem. Miałem jeszcze trochę czasu. Ale niewiele. Także miałem nadzieje, że „koleżanka” dojdzie do czegoś w niedalekiej przyszłości.

Małgosia była nawet atrakcyjna. Nie była brzydka. Twarz harmonijna, symetryczna, duże oczy, wydatne usta. Głowa kształtna na długiej szyi wystającej z niewysokiego ciałka. Ale ta warga jakby wisiała, to oko jakby się przymykało bezwiednie. Może była bita…Była ciekawa. Tylko jakoś wewnętrznie nie piękna. Nie świeża. Z jakimś przebijającym się z pod niezdrowej skóry defektem. To że jakaś zaściankowa, owszem, ale nic to. Kolega Karol młody wysoki też przaśny, ale zdrowy był. I zwinny. Wił się.

Patrzyłem na nich z ciekawością. Na nią, bo dziewczyna, bo ją badałem, dociekałem istoty; na niego, żeby odpocząć od niej, od jej zagadki.

Podzwoniła, napisała odręcznie, poprosiła żeby podpisać, zeskanowała, zapytała kolesia, wydrukowała, dołączyła, wysłała maila, zrobiła kopie, dała. Dodała, że teraz, jak już wypowiedzenie umowy wejdzie w życie, mam przyjść (koniecznie!) tutaj i podpisać nową umowę. Już z urządzeniem. Po tygodniu zadzwoniłem pod gwiazdka pięćset i zapytałem; podobno jest jakaś adnotacja, że bylem, ale koleżanka Małgosia nie zrobiła tego tak, jak powinna, w związku z tym, nie wiadomo, jak to będzie z tą moją umową, zerwaniem, i urządzeniem.

Postanowiłem zmontować inne urządzenie. Pójdę, grzecznie zostawię je w tym salonie. Z odległej o dwie ulice sali terapeutycznej, w której przesiaduje dwa razy w tygodniu po dwie godziny, usłyszę tylko stłumione pierdolnięcie. W dużym  oknie  widać będzie jedynie smużkę dymu unoszącą się nad Biedronką.

I zmienię operatora.

0Shares