Był łikend. Podczas jednej rozmowy telefonicznej, zostałem zaproszony na dwa przedstawienia teatralne. Sztukę dla dzieci oraz spektakl dla jak najbardziej dorosłych. Postanowiłem skorzystać z pierwszego.
Ostatni raz byłem w teatrze pod koniec lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia. O dziwo pamiętam na czym. Wystawiano wtedy w krakowskim teatrze imienia Juliusza Słowackiego sztukę pod tytułem Krakowiacy i Górale. Na jednych i na drugich a także na zgromadzoną poniżej publiczność wymiotowałem namiętnie z wysokości umieszczonego na trzeciej kondygnacji teatralnego balkonu.
Żeby nie było że jestem ignorantem totalnym, dodam, że wiem kto napisał libretto. Było libretto, bo to był że tak powiem musical. Dużo grali i śpiewali. Tekst napisał niejaki Bogusławski, kto muzykę, nie pomne.
Mając do wyboru przedstawienie dla dzieci o godzinie 13 i sztukę pełną gębą dla dorosłych na 19 i do tego trwającą, jak nie omieszkał powiadomić mnie jeden aktor, do dziesiątej (godziny dla mnie od lat nieosiągalne, zasypiam po zmroku definitywnie), wybrałem wariant pierwszy. To było po prostu możliwe, to dało się zrobić. Bardzo bym chciał zobaczyć też Trzy Siostry w Powszechnym, ale, raz – godzina abstrakcyjna, dwa – dwa przedstawienia w ciągu jednego dnia to za wiele.
Z poprzedniej wizyty w teatrze pamiętam jeszcze, że – jak już się porzygałem – poszedłem się przejść. Po „fuaje” krążyłem jak Minotaur po swym labiryncie. Godzinami. Zgubiłem się, straciłem przytomność. Na szczęście wódka się w tych czasach nigdy nie kończyła i po spektaklu zostałem poczęstowany łykiem prosto z butelki. Butelka też była w teatrze. I wytrzymała całe trzy godziny. Z przerwą.
Przedstawienie dla dzieci Planeta Futbolu zaczęło się o czasie. Kolega Sebastian aktor jakoś tak to załatwił, że za bilety zapłaciliśmy bardzo niewiele. Cała nasza czwórka. Troje dorosłych i dziecko lat więcej niż sześć. Był limit wieku. Wstęp właśnie od sześciu lat. Na Trzy Siostry wieczorem miałem już iść sam. Bez Sebastiana kolegi aktora, który miał grać, bez siostry (po mi czwarta) i bez dziecka. Dziecko miało teraz Planetę Futbolu.
Na widowni tyle samo małolatów w co dorosłych. Wychodziło na to, że na jedno dziecko przypada jedna ojco/matka. I jakoś poszło. Kurtyna w górę. Światła przygasają. Aktorzy na scenę. Sztuka: perspektywa kosmiczna. Mieszkańcy innej planety opisują ziemie jako planetę owładniętą jedną podnietą: kopaniem piłki. Kosmitka próbuje opisać mecz piłki nożnej. Przeanalizować go. Dotknąć istoty futbolu jako czynności pochłaniającej ludzkość do imentu.
Jako znawca teatru już zaraz wiem – oto sztuka totalna. Trochę niespójna, to jedyne do czego można się przyczepić. Poza tym doskonała. Scenariusz pierwsza klasa. Choreografia lux, doznania estetyczne dzięki wybitnej scenografii prima sort. Spektakl pełen poczucia humoru. Byłą i publicystyka, i trochę historii, czyli pedagogicznie. I na poważnie i na wesoło. I dynamicznie, i czasem nie ruchawo.
Przez wzgląd na dzieci powstrzymywałem si ę ocenianiem, która aktorka ma lepsze cycki, jakie mają nogi, i czy w ogóle nieliczne spełniają kryteria. Facetów aktorów było zdecydowanie więcej, i nie obce mi były refleksje o robocie jaką wykonują. W sumie nie mieli źle.
Żywiołowo reagująca publiczność. Kontakt aktor – widz pierwszorzędny. Gdyby głód i dłużyzny byłoby bez zarzutu. Siedzę, co tam siedzę! Uczestniczę w tym misterium i nie żałuję. Co tam nie żałuję: chwalę pana za to, że dał mi tę szanse.
Był łikend. Podczas jednej rozmowy telefonicznej, zostałem zaproszony na dwa przedstawienia teatralne. Sztukę dla dzieci oraz spektakl dla jak najbardziej dorosłych. Zapraszający nie przypadkowo tak to urządzili: najpierw sztuka dla dzieci, potem dopiero dla tych starszych. Chcieli mnie sprawdzić. Dać i mi samemu szanse na przekonanie, czy jestem gotowy. Czy jestem w stanie obejrzeć i zrozumieć spektakl przeznaczony dla dzieci powyżej szóstego roku życia. Czy jestem w stanie to przeżyć. Przeżyłem.
Było to przeżycie ekstremalne. Na następne b ędę gotowy nie wcześniej niż w lutym.
Więc, co o tym myślisz?