Czy jestem kleptomanem? Czy powinienem się leczyć? Nie wiadomo.
Tak, wyniosłem ostatnio z Tesco notes. Mały kalendaż na przyszły rok. Ceny nie było ani na nim, ani nigdzie obok, nie wiem więc, jaka była wartość tej kradzieży. W dzieciństwie kradłem saletrę na bączki oraz czasem Serwovit – napój piwopodobny, bezalkoholowy, który szczerze pokochałem, antycypując chyba późniejsze uwielbienie browarów. Stałem się miłośnikiem chmielowej wilgoci. Tak głosił napis na szyldzie ”Blaszaka” na Traugutta – BAD DLA MIŁOŚNIKÓW CHMIELOWEJ WILGOCI. W Blaszaku bywałem z początku nieczęsto. Potem nastały czasy przerywanego tylko chwilami pijaństwa. I bywałem już wszędzie. I coraz mniej rzeczy miało znaczenie. I nastały czasy łamania prawa. Tego danego i tego naturalnego.
Podczas pierwszej dłuższej wizyty za granicą, w Holandii, gdzie podjąłem pierwszą poważną pracę, na plancie, w ogródku, na polu, podczas tego pobytu piłem dość dużo i tego feralnego dnia, kiedy pojechaliśmy z Bananem do Hagi też piłem i byłem gotowy jeśli nie na wszystko, to na wiele. Dość powiedzieć, że kiedy widziałem kolegę wynoszącego ze sklepów fajne łachy, postanowiłem nie oszczędzać się. Zaryzykować i zrobić to samo. Zdobyłem kilka bluz, koszulek i innych pierdół. Wpadłem na sweterku. W przebieralni z niejaką już wprawą złamałem alarm, schowałem sweterek do plecaczka, wyszedłem. Ale za mną wyszedł ochroniarz. I poprosił o plecak. Oddałem. Uciekałem, ale mnie złapali. A kolega mówił, żeby do twego sklepu nie wchodzić…
Przesiedziałem tydzień w haskiej puszcze. Bardzo międzynarodowe towarzystwo. W ogóle kultura.
Policja dowoziła mnie do izby wytrzeźwień. Byłem tam kilka razy. Zawsze dobrze spałem. Tylko raz dostałem zimny prysznic. Trafiałem tam późnym wieczorem lub w nocy. Puszczali mnie rano. Zawsze – zgodnie z uświęconą tradycją bywalców izby – pierwsze kroki kierowałem do sklepu (niektórzy szli na mete). Wypijałem i szedłem spać dalej w domu. Łóżka na Wernera były wygodne, koce nie morderczo szorstkie, towarzystwo śpiące. Jednak nie ma jak położyć się we własnym łóżku. Zaprzeczyłem też stereotypowej plotce, jakoby na izbie zabierali chlajusom wszystkie wartościowe rzeczy i pieniądze: jednego razu wyszedłem rano z cennym jak na tamte czasy aparatem fotograficznym, którym poprzedniej nocy fotografowałem najczarniejszą czerń parku Kościuszki.
Policja legitymowała mnie wielokrotnie. Dostałem setki mandatów za picie w miejscach do tego nie przeznaczonych i tysiące upomnień. Podczas interwencji zawsze byłem miły i wygadany (niezależnie od stanu upojenia; wtedy jeszcze miałem silną głowę, mocne nerwy, dobre pomysły, pozytywne nastawienie, wiarę w ludzi i w ogóle było mi wszystko jedno, a to bardzo pomaga). Kultura popłaca. Najczęściej kończyło się na zwróceniu uwagi, że źle postępuję. Łamie przepisy.Wyrzucałem piwo czy kubek, chowałem alkohol, grzecznie żegnałem władzę i ślicznie dziękowałem, patrzyłem jak odchodzą czy odjeżdżają, po czym wyjmowałem kolejny browar czy butelkę, i piłem. I było wesoło.
Na „dołku” byłem kilka razy. Za to, że ogólnie byłem niegrzeczny. W domu i gdzie indziej.Potrafię mocno dokuczać i łamać prawo całkiem beztrosko. Niebieska karta była bardzo blisko.
Kiedy w nocy w barze Glass padła propozycja by zarobić tysiąc na nielegalnym debecie w banku, wszedłem w to jak w masło. Jako człowiek lewicy, młody wielbiciel rewolucji i wszelkiego rodzaju buntu, jako pasjonat postawy jaką reprezentował Robin Hood czy Janosik, obrońca uciśnionych i wróg nowobogackich, mając możliwość zagrania na nosie takiej instytucji, jak bank, długo się nie zastanawiałem. I choć później, kiedy po kilku tygodniach przetrzeźwiałem, chciałem się wycofać, było za późno. Kilka razy byliśmy już w różnych oddziałach banku w stolicy. Wpłacaliśmy kase. To wygenerowało koszty. Wychodząc z bagażnika w lesie nie miałem wątpliwości, że powinienem trzymać się planu.
Dostałem pięcioletni wyrok w zawieszeniu na trzy lata. Na te pięć lat wyjechałem za granicę by oddać kilkanaście tysięcy złotych.
W Holandii, Anglii, czy Irlandii na rowerze bardzo często jeździłem pijany. Ale złapali i ukarali mnie dopiero w kraju. Za jazde po pijaku dostałem dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów oraz trzy miesiące prac społecznych. Żeby nie pójść siedzieć musiałem tym razem z zagranicy wrócić. I iść pracować społecznie w schronisku psów albo Muzeum Wsi Radomskiej. Z nie oczywistych względów wybrałem muzeum. Przyjechałem z Angli i piłem. Do kuratora po papiery pojechałem napoczęty. Dogadać się co do godzin do muzeum dotarłem nadźgany w trupa. Zrobiła się mała afera, ale dostałem drugą szanse i na komendzie wojewódzkiej policji odpracowałem sześćdziesiąt godzin.
Dwa razy byłem blisko dłuższego lub krótrzego popierdzenia w pasiaki. Kilka ładnych dni i nocy spędziłem pod celą. Jestem gwiazdą krajowego rejestru długów i BIK. Jestem coraz bliżej konkluzji, nie że warto walczyć z wiatrakami, wywarzać drzwi otwartych na oścież, żyć iluzja mi czy kierować się głupim odruchem. Mimo to alkoholowa przeszłość ciągle malowniczo ciągnie się za mną i nie daje o sobie zapomnieć.
Więc, co o tym myślisz?