przytłacza mnie ogrom własnych możliwości

Pamięć mam – jak się okazuje – krótką. Podobną do sitka. Nie pamiętam co było na śniadanie w łikend. Były to jajka z gracją wymieszane  na patelni, zwane kolokwialnie jajecznicą, czy wskazany jesienią typowo wiosenny twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, nie wiem, nie pomne. Ważne że jedliśmy. I dziecko poprosiło o picie. Dziecko należy wychowywać. Dziecko, to konkretne jest na etapie, kiedy dużo chce, często w chwilach nieodpowiednich. Dziecko jest zatem poddawane różnym delikatnym zabiegom wychowawczym. Jednym z nich jest odmawianie. Jakże poręczny przejaw zachowania asertywnego.

Żeby dziecku nie odmawiać picia ot tak (a trzeba dodać, że dziecko dopiero co piło, więc szczere pragnienie poddane zostało w wątpliwość)  się zaczęło lekko gimnastykować. Kochana, się powiedziało, jedz teraz złota, zajadaj, piłaś, teraz jedz. Rozumiesz moja droga… jedzenie na talerzu masz w jakimś stopniu rzadkie, a nawet to najbardziej suche zbite konkretne zawiera w sobie dość dużo wody. Taka natura pokarmu naszego powszedniego. Jedz, chęć do popijanie zaraz ci minie. I jeszcze, żeby dziecko utwierdzić w słuszności decyzji, się dodało, że oto najnowsze badania naukowców z Nebraski mówią, iż nie powinno się pić podczas, jeno ewentualnie po posiłku.

Dziecko się buntowało, zapłakało, ale zjadło. Zaraz dostało pić.

Pojechałem na Świętokrzyską. Wchodzę  – pusto. Cicho. Dziwnie. A jeszcze rok temu?

Rok temu latem, w wakacje, w mieszkaniu przebywało średnio sześć osób. Tak się tego lata złożyło, że był ojciec, był Edek, przychodził Tomek;  mnie w tym czasie często odwiedzał Nawiedzony (przebywał jakiś czas w grodzie, na zwolnieniu, miał wolne od jakiejś roboty w Krakowie, przechodził rehabilitacje barku); pamiętam dni, kiedy siedział u mnie Winter. Czasem przewijali się jeszcze inni, ale tych kilka magicznych dni, które składają mi się na kolorową ciepłą wakacyjną iluminacje tamtego lata, tych kilka dni to tych kilka osób.

Winter mógł uśmiechać się rubasznie, kiedy podczas całonocnej biesiady, towarzystwo chwilowo postawione do pionu  pytaniem, która jest godzina, usłyszało, jak odpowiada z kanapy mój zalany w trupa ojciec: dwudziesta piąta…!

Nawiedzony pamięta jak dekorowaliśmy ściany mego pokoju. W międzyczasie pisaliśmy (znaczy ja wklepywałem, obaj wymyślaliśmy tekst) siódmą część Dziadów Adama Mickiewicza.

Tomek do dziś wspomina, jak o drugiej w nocy poszliśmy we dwóch do nocnego: w samych gaciach. Gołe klaty, na bosaka, naprężeni, roześmiani, żywi i spragnieni. Ciepła sierpniowa upojna noc.

Teraz to mieszkanie stoi puste. Trzech spośród tamtych sześciu nie żyje. Nie ma Edka, nie ma Ojca, nie ma Wintera.

Zagłosowałem więc,   i czym prędzej wróciliśmy na Akademingo. Zaczęliśmy gotować. Mięso gulaszowe z Biedronki „dochodziło” długo. A jeszcze ziemniaczki, a jeszcze suróweczka, a jeszcze sok, a już przecież zmrok. I my w kuchni jeszcze rozmawiający, a już wieczorowo.. nie nie, nie ubrani – zmęczeni. A dzieci głodne. A do tego jedno roszczeniowe. Jeść i jeść. – poczekaj. Mówię – kochana, zaraz obiad będzie. Mięsko się dusi, pyry gotują. Skórki ogórka już mam na pysku, zaraz i mizeria. A dziecko jeść i jeść. – Napij się. Mówię – kochana, napij się wody. Jak człowiek dużo pije to mu się nawet tak jeść nie chce. Jeszcze chwila! –  I dalej deliberuje z widokiem na monumentalne blokowisko. I popadam w samozadowolenie: jestem już trzeci dzień, nie było grubszych kłótni, nie poszliśmy na noże, dziecko nawet zasypia, dogaduje si e z każdym, mam humor i pomysły. Rozśmieszyłem komisje wyborczą. Jestem zajebisty. I jaki kontakt z dziećmi!

Ale oto starsza przychodzi i przemawia: Tutusiu, wszystko w porządku, ale wydaje mi się, że jednak coś jest nie tak. Kiedy przy śniadaniu byłam spragniona, kazałeś mi jeść; kiedy teraz głodna, mówisz, żeby pić. To nie fair…

Śmignąłem fikołka i zrobiłem szpagat.

0Shares