Zbieżność wyzwisk
Dobrze czasem dla równowagi pojechać w stronę przeciwną. Inaczej niż zwykle. Inna perspektywa. Lepszy balans. Rozpostarcie widoczne. Dystans się łapie. Oddech. Jak na sto razy, kiedy jadę do stolicy, czy to autem, czy pociągiem, czy latem, czy zimą, czy do kochanki, czy do urzędu, jak na sto wizyt w mieście stołecznym raz pojadę na południe, do takich na przykład Kielc, albo lepiej, do Krakowa, to, raz, święto jest, dwa, wszystko co wyżej, trzy, dobrze jest.
Odległości mniej więcej podobne. Na północ odrobinę więcej niż stówka, na południe odrobinę mniej. Ale jaka różnica w komforcie jazdy! Dlaczego? Nie wiem. Jadąc do Kielc miałem do wyboru kilka porannych pociągów. Połączenia bezpośrednie. Na bilecie jak byk czas przejazdu: godzina i siedem minut. Do Warszungi inaczej niż dwie i pół godziny po torach nie da rady. E siódemką, owszem, i jeszcze niebawem będzie łatwiej szybciej prościej w okolicach Janek. Podobno. Ale pociągiem? Dwie i pół. Niezależnie, czy pośpiechem przez Dęblin, czy kabanem przez Warkę i Piaseczno, do którego mam sentyment i przeczucie, że jeszcze tam zagoszczę.
Cena biletu podobna. Jednak to, czy jest się gdzieś w godzinę, czy w dwie i pół, robi chyba różnicę? Nie robi? Podczas podróży do Kielc pociąg zatrzymuje się na dwóch stacjach pośrednich przesiadkowych małych stacjach lokalnych. Na torach do Wawy jest ponad dwadzieścia stacji zapyziałych, zaleśnych, bierwieckich, dobieszyńskich, i pociąg zatrzymuje się na każdej. Godne są dwie, Warka i Piaseczno. No to na nich stoi dłużej.
Pozostając przy temacie podróży. Znane jest w niektórych kręgach moje upodobanie do jeżdżenia taksówką w kółko. Najczęściej z Lechem, ale nie tylko. Kiedy jest martwa godzina, są pieniądze, na coś się czeka, Sabat na przykład zamknięty, nie chce się na ulice, ani na tory, ani w krzaki – się prosi, żeby pojeździł, pokrążył. I jakie to niedorzeczne! Z perspektywy człowieka niepijącego, znaczy czasem trzeźwego jest to strata podwójna! Strata czasu i pieniędzy. W dodatku głupie. Co w człowieku siedzi, że pod wpływem na takie głupoty się porywa? Na taką irracjonalność i marnotrawstwo? Oczywiście, czasem się prosi, żeby podczas podróży (nigdy przecież nie zbyt długiej) kierowca wyłączył albo zwolnił obroty licznika, ale i tak… Bez sensu. Żal, po prostu żal i żenada.
Jechałem z niejakimi obawami do tych Kielc. Niespokojne miałem sny. Słabą noc. Nie wiedziałem, znak to, przeczucie, intuicja? A okazało się, że to jedna z najprzyjemniejszych wycieczek utylitarnych była. Nie załatwiłem tego, co chciałem, ale załatwię. To – okazało się – był etap. Konieczny. Ludzie okazali się przyjaźni i komunikatywni. Tak na ulicy, jak w urzędach i na dworcach. No jak nie mam zdania najlepszego o człowieku polskim, tak musiałem zmienić zdanie. Tu mnie poprowadzili, tu mi szczerze odmówili, ale zaraz wytłumaczyli dlaczego i wskazali, co mam robić dalej, żeby sprawę załatwić. Tu mi dali kilka opcji do wyboru. Wszystko z uśmiechem, spokojnie, na wesoło, więcej: wszystko przyjacielsko jakoś, wszędzie więcej dali, niż musieli, niż ich obligowało moje nagabywanie czy pełnione funkcje! Tak od siebie, po ludzku. No bardzo miło jestem zaskoczony…
I jeszcze w Pekinie skaczą biegają. Lubię popatrzeć. Może sam jeszcze podskoczę?
Więc, co o tym myślisz?