Cyrk, czyli praca na hali

Cyrk, czyli praca na hali

 

Zacząłem pracę w Selgros. Już na wstępie w umowie wyczytałem, że jestem zobowiązany do utrzymania w tajemnicy wszystkiego, co jest zwiazane z wykonywanymi dla firmy obowiązkami. Więc opowiadam wszystko. Ze szczegółami. Muszę, co tam muszę, chce mi się, się wytłumaczyć.

Pierwszego dnia nie doszedłem do pracy z domu, jak lubie, tylko z gości. Z gości też lubie iść wychodzić. Ale nie czuje się wtedy tak komfortowo, jak kiedy opuszczam na łowy własne cztery ściany. Poszedłem wykąpany, ale nie ogolony. A wolę się nie kąpać, ale czasem ogolić. Poszedłem z butelką wody. Miałem też dwie bułki z wędliną. Miałem pracować 8 godzin. Co można robić w pracy osiem godzin? Pierwszego dnia? W takiej fabryce jak Selgros? Nie wiedziałem… miałem nadzieję, że tak tylko straszą, a popracuję się chwilę, wytłumaczą co trzeba, oprowadzą i koniec będzie. Bylo inaczej. Trzymali nas tam całe osiem godzin. Ganiali po tym molohu. W różnych temperaturach, w różnych strojach (kazali się przebrać w robocze), w różnych częściach hali.

Co tu dużo mówić… Moja kariera w Segros zakończyła się po dwóch tygodniach, przy czym przepracowałem trzy dni, dwa dni wolnego wziąłem na rządanie, tydzień byłem na chorobowym. Przyczyny tak długiej i owocnej współpracy? Brak należytej komunikacji, niejasny podział obowiązków, kiepska atmosfera, plus moja fobia społeczna. To – wydaje mi się – najgorsze rzeczy, które są wśród polskich pracodawców powszechne. Ale do tego doszły moje osobiste przywary. Pierwsze trzy powody to czyste racjonalizacje. Prawdziwy powód jest inny. Mam oto nową lepszą pracę! Chwilę, chwilę… Nową na pewno,  ale czy lepszą, to się okażę.

Akurat zaczęło być zimno. Piździło na dworzu na całego, na chacie zawiewało przez nieuszczelnione okna; temperatura na Świętokrzyskiej spadała dramatycznie od tego zawiewu. W nowej pracy w Selgros przydzielili mnie na nabiał. Znaczy zanim powstaną ryby. Bo docelowo miałem zajmować się rybą. Świerzą rybą. Ale najpierw nabiał, a na nabiale chłód przenikliwy. Więc przejebane. Wszędzie zimno. Tylko w nocy opatulony trzymałem jako takie ciepło. Ale co z tego, jak się kiepsko ostatnio sypia, to to zimno się i śni, a jak się nie kmmoże spać, się je czuje, że jest, że na ciebie czeka. Więc zimno, zimno i jeszcze raz raz zimno. Tak się nie da. Może się da, ale raczej sie nie da.

Zimno, atmosfera, szereg racjonalizacji plus czekająca na mnie praca we Wiedniu – to wszystko sprawiło, że podjęcie decyzji o zakończeniu współpracy z Selgros przyszło mi łatwo. I dobrze zrobiłem. Zaraz się okazało przypomniało, że przyjeżdza przylatuje Łysy Jaszczurka Andrju; i wiadomo było, że mi z nim widzenie zakoliduje z robotą. Więc lepiej już z tą robotą dać spokój, co też uczyniłem.

Urodziny kolegi huczne były! Bogu i Selgrosowi i Łysemu dziękować, że mogłem w nich uczestniczyć. Od lat było takiej okazji; żeby spotkali się wszyscy (no prawie wszyscy) w jednym miejscu i tak ładnie się bawili. Jak za dawnych lat. I nawet ciepło się zrobiło. I miałem godnych gości na chacie. I zostałem całą niedzielę sam znaczy ja plus zapas. niebo znaczy się. A wczoraj odezwał się Gierek i mam komiksy dwa z dedykacjami i nawet w jednym pojawia się mój skromny wizerunek. Wszystko dlatego, że mam czas. A masz mam dlatego, ze skończył się cyrk na hali.

Za kilka dni zacznie się to samo. Tyle że w innym miejscu. Jednak Czarneckiego w grodzie to nie Wiedeń. I pieniądze jakby inne. I na południu powinno być cieplej. Chyba że przyjdzie mi do głowy iść w Aply i uprawiać bobsleje. Kto wie…

0Shares