na kolei lepiej, coraz lepiej

Zmienia się na kolei

 

Zmienia się po kolei. To znaczy mnie się zmienia. Po kolei. Zdrowie się zmienia: raczej pudupadam, choć mam przebłyski wspaniałości. Zmienia się po kolei z pracą. Raz mam, raz nie. Raz się z niej cieszę, innym razem wręcz przeciwnie. Często się cieszę, że pracy w ogóle nie mam, ale są momenty, że raduje się na myśl o pracy, która mnie czeka.

Zmienia się po kolej z alkoholem. Ciągi następują po sobie. Po kolei. Ciągi coraz krótrze, przez co lepsze. Bo i dolegwliwości mniejsze. Ale i to się zmienia. Po kolei. Bo organ zaczął atakować szybciej. Leków biorę więcej. Znaczy po kolei: jestem jakby zdrowszy, ale biorąc te leki i popadając w ciągi zachowuję się jak chory. Zmienia się po kolei jeśli chodzi o moje uczestnictwo w szeroko rozumianej kulturze: ostatnio po kolei nie byłem na jubileuszowej wystawie Leszka Kwiatkowskiego, na dwóch nowych polskich filmach (tego nie żałuje) i nie pójdę na kilka pozycji zagranicznych, które reklamują się na fejsie. A chciałbym pójść. Ale znam życie. Ale po kolei.

Ale po kolei, to po kolei. Jako że moja życiowa szansa, czyli pisanie dla Basting News nie wypaliła, musiałem się przeorganizować. Już mówiłem dlaczego nie wypaliła? Zapowiadało się dobrze. Szybko to policzyłem, przeliczyłem, zobaczyłem i już wiedziałem, że z pisaniem dla Polski Express to pisanie głupie, ale pisanie dla Blasting da mi szanse utrzymać się. To wydawało mi się w tamtej chwili najważniejsze. Szansa uzyskania dochodu z pisania. Fobia spółeczna. Pisząc, nie muszę wychodzić, widzieć, spotykać ludzi. To mi się podobało. I to, że co miesiąc będę te tysiąc coś ze Szwajcarii dostawał, a drugie tysiąc coś ze Stanów otrzymywał. To mi się podobało. To mnie kręciło. To nie wypaliło, bo Szwajcarzy zrobili myk i dwa razy podnieśli limity unikatowych czytelników i okazało się, że nie da się dużo i sprytnie pisząc, zarobić rozsądnych pieniędzy.

Ze stanami jest jak było. Dziwnie. Ale wiadomo, jest, to dobrze, ale jest dziwnie i niewystarczająco. Trzeba dać coś od siebie. Coś więcej. Więc dałem. Znalazłem pracę w Selgrosie. Ale po kolei. Zanim znalazłem pracę w Selgros jako pracownik hali, aplikowałem na setki ogłoszeń. Odpowiedzieli kilka razy z zagranicy, ale nie byłem przekonany. Kręcił mnie kierunek poudniowow zachodni, Niemcy, Austra, Szwajaria. Ale tam ciężko się dostać. Takich specjalistów, specjalistów od tego, od czego jestem ja, tam nie potrzebują. Nigdzie nie potrzebują. Ale to nie znaczy, że należy od razu się poddać. Prawda?

Wszędzie chcą niemiecki. Ich nur ein bishien Dutch sprehen. W ogóle kurwa nie mówię po niemiecku a uczę się od lata. Ich habe gelernt. I tyle. I tyle potrafie powiedzieć. No, jeszcze policzyć i zakomunikaować, że muszę się napić i zapalić. A tu odpowiadają na ogłoszenie, z takiej Austrii, z takiego Wiednia, że potrzebują roboli do pracy w marketach. Znajomość podstaw języków mile widziana, ale nie konieczna. Nie wymagają  niemieckiego, podstawa anglika wystarcza! Aplikacja wysłana. Odpowiedź otrzymana. Spotkanie umówione. Pojechałem do Kielc (drugi raz w miesiącu; ostatni raz w Kielcach byłem w  latach dziewiędziesiątych, a tu teraz w jednym miesiącu dwa razy). No to pojechałem i rzeczywiście musiałem tylko podać numer buta ( po polsku, że 42) i zostałęm przyjęty. Czekam na umowę. Ale wcześniej przecież zacząłem pracę w Selgros! Ale po kolei. Po kolei. Bo po kolei, na kolei coraz lepiej jest.

0Shares