Za Japkiem. Czyli estry owocowe i klimaty porterowe.
Trudno, bardzo trudno w to uwierzyć, ale życie na trzeźwo ma swoje dobre strony. Przez kilka już miesięcy jako tako dbam o kulturę fizyczną – to nie rękę złamałem waląc przypadkiem w autobusowy metal, ale rurkę pionową autobusową zgiąłem, kiedy niezgrabny zbyt szybko obróciłem się wokół własnej osi. Zrobiłem ruch nagły a nie nerwowy. Uderzyłem przedramieniem w zimny twardy metal. Poczułem energię. Ale nie tą płynącą od materii nieożywionej ku mnie. Nie. Ta energia wyszła ze mnie. I jedyne co poczułem, jedyne co dane mi było zarejestrować wyostrzonymi trzeźwymi jak kamień zmysłami, to ugięcie się żelastwa. Poczułem opór, ale był on śmieszny. Gdybym na prawdę jebnął w tą rurkę w celu jakimś nienawistnym, rurka by pękła, autobus mógłby się złożyć.
Rozróżniam głosy. Mam niekłamaną nieprzyjemność rozmawiać pół dnia przez telefon. Z początku każda rozmowa wydawała mi się katorgą. Do teraz niewiele w tym temacie się zmieniło, jednak coś się zmieniło. Zacząłem chociaż rozróżniać głosy. Są na przykład kobiece głosy emanujące szczęściem. Kiedyś bym się po prostu zakochał. Teraz jestem w stanie analizować a też zachwycać się bezrozumnie. Ale bez przesady. Nie angażując uczuć. Czysta estetyka plus zachwyt naukowca wpadającego na genialny pomysł.
Tu przydałyby się kolejne przykłady zalet życia w trzeźwości. Z różnych względów ich zabraknie. Kompozycja na tym ucierpi, opowiadanie nie. Jednak nie to, że ich nie ma. Są jeszcze jakieś zalety niepicia. Ale czy warte wspominania? Bo siła we mnie drzemiąca od czasu, kiedy zaczęła się kumulować, a zaczęła się kumulować, kiedy przestałem ją wydmuchiwać w gwizdek rozpusty i pijaństwa, ta siła to jest na prawdę coś. Umówmy się, na razie tak mówię. Na razie to jest coś. Bo to jest coś nowego.
To, że zauważam w głosie damskim szczęśliwym drgania radosne, to też jest coś. Bo co to jest, jak kobieta do mnie mówi w słuchawce, a ja słyszę oddech świeży, jak ona mówi, a ja słyszę radosny przegłos, jak ona mówi, a słyszę melodie żartu, wesołe stacatto, ożywcze zgodne unisono? Co to jest, jak przeprowadzam 63 rozmowy telefoniczne w ciągu zbyt długich ośmiu godzin dnia pracy, a kilka z nich przydarza się właśnie takich, że ja je rozróżniam wyróżniam? Zdecydowana większość rozmywa się w zamulony staw gadaniny. Jednak kilka z tych rozmów jest wyjątkowych. I dzwoni dziewczyna, w której głosie ja słyszę szczęście. I ona mnie tym zaraża. I ona do mnie mówi, ja jej słucham, ja jej odpowiadam z tą radością, która też gdzieś we mnie tkwi i czeka na rozbudzenie. I rozmowa skończyłaby się może jakimś wybuchem euforii, gdyby to nie była rozmowa o proktologu czy innym badaniu dna oka. A tak, kończy się wesoło, ze wszystkimi podziękowaniami, życzeniami miłego dnia, owocnej pracy, zdrowia i w ogóle.
To że ja w ogóle rozmawiam, to jest zasługa trzeźwości mej. To, że ja rozróżniam rozmowy, to dalej jeszcze idący skutek mojego niechlania. To, że przeczuwam to szczęście, które za pośrednictwem głosu wydobywa się z człowieka w Gdańsku czy innych Katowicach, to też dlatego, że jestem na takie wesołe miasteczko gotowy.
Jedną z najważniejszych rzeczy dotyczącą relacji międzyludzkich, jakiej nauczyłem się w Anglii pracując w opiece, było owe „diversity”. Różnorodność, którą należy w ludziach cenić ponad wszystko. Widomo, jest też equality. Równość, wartość tą wywodzę w moich socjalistycznych przekonań. Także z nich. W pracy z ludźmi to rzecz ważna, w życiu jeszcze ważniejsza. Tą różnorodność widzę, bo nie chleje.
Tak, trzeźwość. Są plusy. Sedno w tym, żeby te plusy nie przesłoniły minusów…
Więc, co o tym myślisz?