Skrzypek na fujarze

Skrzypek na fujarze

 

A jakby obejrzeć tak jakiś „poważny” film? Z zamiarem opisania odczuć uczuć refleksji towarzyszących, albo też występujących przed, tuż przed, a też po, tuż po i całkiem dalej po? Po obejrzeniu? Obejrzeć od początku do końca?

Z tego co pamiętam, w piątek, na niedzielę zapowiadali na Kulturze „Skrzypka na dachu”. Pamiętam ten film i nie pamiętam zarazem. Film już stary, no ja duchowo coraz młodszy, w coraz lepszej formie, regularnie się wypróżniam, mam dobrze – w końcu-  dobrane leki. Na ostatniej terapii ośmiotygodniowej, która przerodziła się półroczną psychoterapie, dowiedziałem się, których leków nie powinienem brać na pewno. Po którejś rajzie zrealizowałem receptę właśnie na te medykamenty. I coś się zmieniło.  Po benzynie inaczej czas płynie.

Ale nie to tym, nie o tym. Zdrowie ok, duch rośnie. Im lepiej – dzięki dobrej zmianie – w naszym kraju, tym dziwniej, za sprawą tajemniczych zbiegów okoliczności, w moim życiu.

Jedyna co pamiętam ze „Skrzypka na dachu” to wokale w wykonaniu głównego bohatera Tavje Mleczarza, między innymi kultowa Tradition, oraz jego pełne dylematów monologi; myślał na głos, a jego pomysły na rozwiązanie problemów domu i rodziny były coraz bardziej sprzeczne. Te wszystkie, „ale przecież, jest tak, że…”, „jednak z drugiej strony, przecież jest tak, że…”, „ale z drugiej strony…” i tak dalej. Cudowne. Pamiętam twarz córki (jednej z pięciu?), którą trzeba było dobrze wydać za mąż. Za krawca chyba? Ale o jej wdzięki starał się też kto inny. I była ta miłość. I był kłopot. Normalnie.

Chciałem zacząć od tego, od pytania, czy jak obejrzę, załóżmy, jakiś „poważny” film, to uda mi się, dzięki temu seansowi, pomyśleć, napisać, powiedzieć coś „poważnego”, „mądrego”. Od razu mnie olśniło, oczywiście, że nie. Nie uda się. Wszystko co myślę, robię i piszę jest wysoce wtórne. Czasem może zgrabne, nie wiem. Czasem śmieszne – chciałbym. Zawsze, żeby nie powiedzieć płytkie (płytki to jest staw na Ustroniu, choć i tu moja wiedza okazuje się niepełna), bo nieładnie, to raczej powierzchowne.  Ale na pewno bardzo rzadko mądre czy oryginalne.

Więc po co oglądać? Koncert na trzeźwo? Operę kurwa? Musical klasyczny? Film polski z okresu kina moralnego niepokoju, włoski film z lat czterdziestych czy pięćdziesiątych? Jakąś współczesną produkcję z Iranu czy innego Azerbejdżanu (ostatnio tam chyba się robi jakieś filmy, które budzą zainteresowanie). Bo oskarowe to oglądam. Zawsze. Oglądałem. Teraz będzie gorzej. W mojej maszynie do pisania z funkcją oglądania filmów siadła chyba karta dźwiękowa. Nie pooglądam.

Chyba, że bez fonii. Film kurwa niemy obejrzę…. Człowiek jak tak posiedzi, pomyśli, to nawet jak głupi i mało oryginalny, coś zawsze wykombinuje. Czarno biały niemy film na komputerze. I sedno w tym, co tego będzie. Co mi to da. Do czego to doprowadzi?

Gówno to da. Wiem przecież. Doprowadzi donikąd. A w ogóle to miało być w telewizji. A tam tenis z Madrytu. A ja wolę tenis, nie mylić z penisem. Znaczy swój penis cenię, ale się z nim nie ożenię. Poznałem jedną dziewczynę, studiuje psychologie, specjalizacja psychoterapia. Teraz w kręgu jej zainteresowań są zaburzenia seksualne. Mam wszystkie inne, mam pewnie i te. Może to będzie dobra znajomość…?

0Shares