Seria z Syrii
Czy lubię porządek? Czasem ciepło myślę o ładzie i składzie…. Porządek równa sie spokój – jest czasem pożądany. Jeśli chodzi o pewne pasma, porządek mnie cieszy. Porządek rozumiany też jako brak wątpliwości. Zapytany w robocie, czy wolę przyjść wcześniej, czy zostać godzinę dłużej, po pracy, żeby zrobić test BHP, nie miałem wątplwiości. Teraz, kiedy dzień zaczyna się dla mnie koło trzeciej w nocy, wolę rano. Po północy jest już dla mnie rano. Wieczorem nie zważam na to, że długo widno. Idę spać o ósmej.
Zdecydowałem się przyjść trzeci dzień pod rząd na siódmą rano. Wybór ten był dla mnie czymś oczywistym. Gdybym miał zostać godzinę po pracy, jedną godzinę po ośmiu godzinach obsługi, zwyczajnie bym nie został. I nie ma, że muszę. I nie ma, że ta trzeba. Nie ma, że obowiązek. Nie ma, że się zgodziłem. Jak bym miał zostać godzinę dłużej od czwartej do piątej po południu, nie zostałbym. Są przecież różne możliwości. Powodów jest bez liku. Nagłe zachorowanie, znaczy sraczka. Telefon z przedszkola, że dziecko nie domaga. Awaria komputera (zwykły sabotaż). Można też zawsze szczerze: że nie. Po prostu nie. Nie dziś. Może jutro? Jutro? Owszem. Może być jutro. Byle nie dziś. Dziś jest najważniejsze.
Dla porządku: zbliżają się obchody rocznicowe wydarzeń radomskich. Tych z czerwca 76 roku. „Gdy jako półroczne dziecię, w rozpędzonym wózku pchanym przez matkę, jechałem przez ulicę Żeromskiego…”- tak jakoś się zaczynał tekst, od którego zaczęła się moja „kariera” dziennikarska. Pierwszy tekst na studiach w Wyższej Szkole Dziennikarskiej im Melchiora Wańkowicza. Skąd inąd zacny pisarz i jurnalista, a szkoła raczej krzak, raczej filia, raczej przekręt. A jednak jak miło!
Podczas obchodów nie pójdę na koncert Lipińskiego czy innej IRY. Nie pójdę nie dlatego, że pracuję. Akurat w tą niedzielę świątczną radomską mam w grafiku pracę. Ale jak nie pójdę na koncert, nie pójdę też do pracy. Będę gwizdorzył w filmie. W tych dniach, łikend owy będzie w Radomiu kręcony film „Klecha”. Zobaczyłem ogłoszenie, że poszukują statystów. Poszedłem na casting. Była nas garsta. Szukali długowłosych. Z tej garstki długowłosych było dwóch. I jak tu nie dostać angażu? Dostałem angaż. Oczywiście mam nadzieję, że na statystowaniu się nie skończy. Jak już mnie zauważą, to jeśli już nie klechę, zagram przynajmniej jakiegoś głownego filmowego milicjanta, ubeka, robotnika, czy inne zakłady metalowe. Mogę też śmiało zagrać podwyżki cen mięsa, maszynę do szycia czy kajdanki, a nawet witrynę sklepową. Zagram ścieżkę zdrowia. W końcu dla jakieś przyczyny kazali te włosy zapuszczać…
W ten sam łikend, co filmu kręcenie jest jeszcze inne ciekawe wydarzenie w grodzie. Konwencja dziabania. W Katakumbach. Od dziecka chce być cały wydziabany. Tylko czasem o tym zapominam. Teraz sobie przypomniałem. Znaczy dzieci mi przypomniały. Naniosły do domu tatuaży. Się zwija folijkę, się moczy gąbkę, się gąbką nasączoną dociska papier do skóry i zaraz jest tatuaż. I ja się tak ozdabiam teraz. I od tygodni bujam się po mieście wytatuowany „na dzieciaka”. Pomyślałem, że skoro konwencja, najwyższy czas na prawdziwą dziare. W całej swej naiwności kombinowałem też, że jak się „da ciała”, to biorący udział w imprezie pracownicy tatułujący będę tworzyć dziary za darmo. Podejrzewałem nawet, że może coś dopłacą? Ja oferuję przedramię, oni swoją sztukę. Jesteśmy kwita. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zacząłem korespondować z jednym czy dwoma studiami i okazało się, że oni chcą ode mnie kasę! A wzory proponują mi chujowe, jakieś new romantic, gołe baby, czy co?
Nie wiem z tego wszystkiego jakim samochodem jeździ teraz dziewczyna, z którą sypiam…
Więc, co o tym myślisz?