Wstęp.
Kompozycyjnie to układa się najlepiej tak, że wchodzą do gry dwa wyjazdy zagraniczne. Plus próba leczenia. Odmiana. W Polsce. Pod Wrocławiem. Między dwoma pobytami w Anglii jest regres. Czy na pewno? Regres albo konieczność? Tyle? A może błąd! Kto wie… Decyzja o wyjeździe do MONARU zapadła pewnego ranka. Była nieodwołalna. Niepewna, ale mocno pożądana. Nie było w tym czasie żadnych opcji zagranicznych. Zostały zaniedbane.
Wyspa była wcześniej. Wyspa była później.
Miałem dokładnie 30 lat, kiedy zdecydowałem się na swoją pierwszą podróż w poszukiwaniu pracy. Można powiedzieć odrobine patetycznie – taka była potrzeba czasu. Wyjechać za granicę do pracy. Dlaczego nie w kraju? Dwa powody a nawet trzy. Nie do końca głupi, orientowałem się, że nawet jeśli znajdę pracę w Polsce, będę zarabiał wystarczająco dobrze. A do oddania było sporo kasy. Dwa, kolega Pieczara jakieś trzy cztery miesiące temu wyjechał. Czasem się odzywał. Miał pracę. Zarabiał dobrze. Oczywiście, grzyb to inna bajka. Wykształcenie i umiejętności. Komputery. Ale i tak: z tego co mówił podczas tych kilku krótkich rozmów telefonicznych wynikało, że w Irlandii jest sporo pracy. Że warto pojechać. Jest sens próbować.
Trzy: wyjazd nęcił i kusił. Tylko rzecz szalona mogła chorą sytuację uzdrowić. Ten pierwszy wyjazd zdeterminował następne. Były powroty. Strony tej książki opisują dwa pobyty, w dwóch różnych miejscach wyspy. Niezbyt długie. Nawet całkiem krótkie okresy pracy za granicą. Potem powrót. Szaleństwo kompletne.
Wyjazd jako konieczność. Leczenia jako jedyne wyjście. Ludzie i izolacja.
Pierwsza wyspa nie należy do archipelagu tej historii. Opowieść dotyczy drugiego pobytu na drugiej, większej, właściwej wyspie. Następnie MONAR. Ale nie ma się czego bać. Będzie, owszem, czasem strasznie, ale i wesoło będzie. Następnie pobyt kolejny pod kuratelą brytyjskiej korony.
W opowieści pojawiają się różne wątki. Miłości, podróże, uzależnienia. Podejmowanie różnych prac zarobkowych, próby leczenia, w zależności od chwili walka z nałogiem, albo totalne oddanie się w jego szpony.
„Dzieło” traktuje także o innym rodzaju uzależnienia. Nie od substancji, nie od czynności. Od człowieka dla odmiany. Uzależnienie, mylone powszechnie z miłością. Także jest też o uczuciu. Tak gorącym, że perwersyjnym. Tak namiętnym, że chorym. Jak jest o miłości, jest i o śmierci! Cytując klasyka, nie ma lepszego powodu dla samobójstwa, niż odebranie sobie życia z miłości. Bohater opowieści takie próby podejmował. Dlatego relacja ta taka, a nie inna. Dlatego, a może mimo wszystko sprawy potoczyły się, jak potoczyły.
Jak o miłości… to i o rozstaniu. Samobójstwa spowodowane szczęśliwym uczuciem jestem w stanie sobie wyobrazić. Jednak bliższe mojemu sercu są te popełnione w wyniku miłosnego zawodu.
Jest o nieporozumieniu. Nikt nie wie, gdzie kończyła się ta miłość, zaczynało uzależnienie. Gdzie emanowało z bohatera dionizyjskie umiłowanie życia i zabawy, a gdzie otworzyły się mroczne czeluści nałogu. Czy wyjazdy zagraniczne były pomyłką, czy uzasadnioną koniecznością? Czy wyjątkowa droga bohatera nie była czasem łudząco podobna do innych wyjazdów emigracyjnych tysięcy przedstawicieli naszego pokolenia?
Mam nadzieję, że wystarczająco malownicze to opisy. Działo się gęsto i arcyciekawie. Czy literacka transpozycja tej rzeczywistości odda ducha czasu i człowieka. Tak. Mam nadzieję że tak. To historia. To się wydarzyło. I to zostało już opowiedziane. Jednak niedosłyszane. Dlatego nadajemy tutaj: głośno i wyraźnie!
***********
Część pierwsza to wyjazd człowieka szczęśliwego. Ma po co i do kogo wracać. Pojechał na kilkumiesięczny kontrakt. Dziewczyna kochająca w stolicy czeka. Robi karierę i czeka. On wziął udział w konkursie biznesplanów. W szkoleniu. W programie organizowany przez miasto Warszawa, Wyższą Szkołę Biznesu ze środków Unii Europejskiej – Zostań w Polsce Swoim Szefem. Rok temu wrócił z Gloucester.
Projekt, o którym usłyszał jednego dnia w rado bladym świtem, skierowany był do ludzi, którzy wracali. Zgłosił się. Napisał biznes plan. Wziął udział w serii szkoleń. Teraz jest czas na ocenę tych prac przez specjalistów. Zajmie to cztery pięć miesięcy. Akurat tyle zamierza być za granicą. Jak wszystko pójdzie dobrze, nie dość, że wróci do swojego wymarzonego związku z idealną dziewczyną, to jeszcze zacznie nowy etap w swoim chaotycznym do tej pory i marnym – nie ma co się oszukiwać – życiu zawodowym: założy własną działalność gospodarczą. Będzie prowadził biznes.
Pojechał do pracy, którą już zna. Opiekował się starszymi i niepełnosprawnymi na wyspach wcześniej. Wie z czym to jeść. Ma papiery.
Część druga to szczęśliwy powrót, i równie szybkie jak podróż samolotem z Londynu do Warszawy rozstanie z ukochaną. Z początku do przełknięcia. Dzięki spożywanemu alkoholowi, później, jawiąca się coraz bardziej koszmarnie tragedia. Jak z tym żyć?!
Upadek i kilka wizyt w szpitalu. Leczenia nic nie daje. Leczenie depresji i poczucia klęski alkoholem prowadzi na większe jeszcze manowce. Dochodzi do wydarzeń, które skłaniają do podjęcia decyzji radykalnej: wyjazd na rok do MONARU. Żeby się definitywnie odciąć, wyleczyć, zapomnieć. Zacząć inne życie.
Część trzecia opowiada o okresie, kiedy bohater doszaedł już w miarę do siebie. W ośrodku nie był z byt długo. Próbuje rozwiązać swoje problemy na włąsną rękę. Ufa drodzę, którą kroczy, choć to same grzęzawiska i labiryntu, czasem coś się udaje. Albo wydaje się, ze się udaje. Albo chociaż gdzieś tli się przeczucie, ze coś się uda.
O ukochanej nie zapomniał. Pić całkiem nie przestał. Ale podjął jeszcze jedną próbę: postarał się o kolejną pracę za granicą. Pojechał na kontrakt na wyspę do innej miejscowości, do innej pracy. Tam próbuje żyć. Jak mu to wyjedzie?
Więc, co o tym myślisz?