Tak dzwonie tylko ja i Stevie Wonder
Nie zadzwoniłem do Ciebie. Sebastian, nie zadzwoniłem do Ciebie, chociaż byłem w Krakowie. Wiem, wiem, pobyt mój w grodzie, w którym akurat mieszkasz, nie powinien być najważniejszym powodem, dla którego podejmować mam decyzje o telefonie. Mogę przecież do Ciebie dzwonić, kiedy jestem Skierniewicach, a Ty w Zgierzu; mogę do Ciebie dzwonić, kiedy czegoś chcę, a i wtedy, kiedy nie chcę; mogę do Ciebie dzwonić, kiedy inni proszą, bym zadzwonił. Mogę do Ciebie dzwonić praktycznie zawsze i gdziekolwiek bym nie był. Potrzebuję tylko telefonu. Numer mam. A nawet cztery.
W Krakowie miałem telefon. Wczoraj w Krakowie miałem ochotę by zadzwonić. I miałem telefon.
Trzeba to sobie jasno powiedzieć. Nie raz, nie dziesięć razy, nie sto razy miałem ochotę żeby do Ciebie zadzwonić. Milion razy myślałem o tym, żeby do Ciebie zadzwonić. Zawsze ten telefon miał być jednocześnie zaproszeniem. Propozycją spotkania. Tak było też wczoraj! Chciałem zadzwonić po to, żeby się spotkać.
Żeby się spotkać, trzeba mi jednak czegoś więcej, niż ochoty i urządzenia. Nie to że wszystko kojarzy mi się z jednym. Jeden mój kolega zawsze mówił, że jemu wszystko kojarzy się z jednym. Mniejsza o to, z czym. Nie wszystko mi się kojarzy z jednym, ale po tym telefonie i umówieniu się, to jedno byłoby dla mnie bardzo ważne.
Po prostu zaprosiłbym Cię do tańca! Niby proste, łatwe i przyjemne, a jednak jednak tu zaczynają się kłopoty… Po pierwsze: czy kiedy bym zadzwonił z propozycją spotkania, byłbyś rad się spotkać? Gdybyś tak rad był byś się spotkać, chciałbyś tańczyć? A może byłbyś właśnie już roztańczony?! W tańcu bym Cie zastał! Ktoś wcześniej Ciebie, albo Ty właśnie dzień dwa nazad kogoś? Do tańca byśta się zabrali. I co wtedy? spotkać Cie roztańczonego, ja, taki zasiedziały?
Dalej problemy niby… Bo tak, jeśli tańczyłbyś już w innej parze czy trójkącie (wybacz, myśląc o Tobie i o perwersjach przychodzi mi myśleć łatwo jakoś), to czy pasowałbym dołączając? Czy dopasowałbym krok? Czy w zgodny rytm wpadłbym z łatwością, od razu, czy dopiero po przetańczeniu jakiegoś czasu? Bo jednego jestem pewien, jeśli już wkroczyli byśmy na parkiet ze wszystkimi tymi atrybutami, które sprawiają, że sztuka tańca jest w jądrze życia elementem tak pociągającym i niezastąpionym, jeśli już muzyka by grać zaczęła, albo inaczej, wybralibyśmy sami odpowiednią muzykę – nie od razu, może nie przyszłoby to łatwo, ale w końcu zagrałoby odpowiednio – to jakoś byśmy ten wieczór czy nawet całą noc przetańczyli. A jakby dobrze szło – to i ranek! Osobiście kocham tańczyć z rana. Wszelkie piruety, trzymania i wychylenia najlepiej smakują mi tą ciemną magiczną godziną wilka, kiedy dzień się budzi!
Dalej, znaczy wcześniej, przed tym telefonem, którego nie wykonałem, mnożyły mi się w bani wątpliwości. Jesteś przecież tancerzem wytrawnym. Jednak apogeum kariery a i wielkie sukcesy za Tobą! Czy czekasz na więcej? Czy marzysz kontynuacji rock and rola? Czy czasem nie pożegnałeś się z parkietem na dobre i tylko gościnnie, tylko incognito, tylko nieśmiało czasem pląsasz, drygasz, obracasz się w muzyce – bo to jednak część Twego życia?!
Kwestie finansowe. Uciekam, nie mogę jeszcze do końca uciec od kwestii finansowych. Żeby z Tobą zatańczyć szykowałem się. Jeszcze tydzień przed tym, jak chciałem i miałem zadzwonić, żeby Cię namówić, żeby zatańczyć, miałem sporą pulę. Trzeba swoje mieć, jak wiadomo, żeby dobrze zatańczyć.
Najlepsi tancerze zrzeszeni są. Spotykają się w ciekawych i niebanalnych miejscach. W każdym mieście takie są. Ty pewnie je znasz w Krakowie. Ja nie. Wolałem być przygotowany. Zadzwoniłbym, pogadalibyśmy, spotkali, postanowili potańczyć – jakie miejsca byś wybrał? Nie wiem, wolałem być przygotowany. Najlepsi tancerze to jednostki wybitne, często wybierają na miejsca spotkań lokale z parkietami, za wstęp na które trzeba słono zapłacić. Może tańczylibyśmy dla przyjemności, dla sportu. Może postanowilibyśmy wziąć udział w jakimś konkursie? Pobić jakiś rekord? Dlaczego nie!? To może, to mogłoby kosztować.
W piątek miałeś imieniny. Ja w niedzielę urodziny. Nie najmłodsi już, czy potrzebujemy poważniejszych pretekstów by spotkać się i zatańczyć?
Wiemy także, że gada się raz lepiej, raz gorzej, ale przy niczym nie gada się tak dobrze jak w tańcu. W tańcu szept brzmi jak modlitwa. Na parkiecie krzyk sprawia, ze serce znów bije. A jest o czym pogadać! Od dzieci zaczynając, przez rodzeństwo i rodziców, czyli o rodzinach, kolegach, przez jeszcze bóg honor ojczyzna, przez jeszcze sztuka kultura sport w ogóle rozrywka, pogoda polityka inne plotki, na religii czy innym opium (znów rozrywka) kończąc. Pogadałoby się. W tańcu.
Czasem nie ma po prostu czasu. Wczoraj miałem czas. Miałem dużo czasu. Chciałem zadzwonić. Miałem czas żeby zadzwonić. Miałem czas żeby się spotkać. Miałem czas żeby zatańczyć. Był czas i jest czas. Taniec mógł trwać do dziś. Nie zadzwoniłem.
Nie zadzwoniłem. Na terapii nauczyli mnie, żeby nie obiecywać. Więc obiecuję – następnym razem zadzwonię!
Więc, co o tym myślisz?