Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?
Wydaje się, że im starszy jestem, tym mniej myślę o tym, jak przebiega ten arcyciekawy proces truchtania w kierunku grobu własnego. Co ciekawsze, teraz myślę mniej, ale jestem przekonany, że w przeszłości nie myślałem wcale! A przecież w wieku dojrzewania, we wczesnej młodości jest właśnie czas na to, żeby rozważać – ile jeszcze zostało, co chce się w przyszłości robić: kopać piłkę, czy słuchać starych i iść na prawo, czy w ślady ciotki na medycynę, czy jak podpowiada intuicja – studiować malarstwo. Wtedy, w wieku nastu, czy dwudziesto paru lat, jest czas by zbuntować się i prosto z Jarocina wyjechać w Bieszczady, by latem pracować w hotelu, zimą przy wyrębie lasu, dla miejscowych być przyjezdnym ,dla turystów – miejscowym, rwać laski i używać życia pijąc i nie cierpiąc kaca. Albo po szkole średniej załapać się na staż w korporacji, tam pnąc się po szczeblach kariery przechodzić kolejne etapy edukacji, awansować, w międzyczasie ustawiać się w życiu: dom, rodzina, kredyt, drzewo, samochód. I załatwione. Potem nie ma już co się zastanawiać. Stało się.
Teraz? Chaos życia, jakie wiodłem do tej pory sprawił, że znajduję się w miejscu, z którego nie można wyznaczyć żadnego azymutu. Jestem w sytuacji trudnej do zdefiniowania a co dopiero opisania. Przez to niemożliwym prawie jest wyznaczanie teraz jakichś celów dalszej podróży, jakiejś mapy rzeczywistości. Nie ma sposobu stworzenia marszruty nawet na najbliższe miesiące, nie mówiąc już o latach, których nie wiadomo ile zostało.
Oczywiście, bezczelnie i bez żadnego sensu mogę się upierać, że jeszcze anestezjologiem zostanę, na inżyniera się wykształcę, albo od prostego pracownika w fabryce w ciągu kilku lat awansuję na dyrektora zbytu. Jednak bliżej prawdy jest takie rozeznanie, że pozostało mi już kręcenie się w tym błędnym kole niezdefiniowania. Osiągnąwszy w pijaństwie jakie takie statusy i pagony, nie mogę i nie chce tego ciągnąć. Zasmakowawszy pracy w agencji nieruchomości, firmie farmaceutycznej, na słuchawce w korporacji, na maszynie w zakładzie, na emigracji w pralni i opiece, wszystkie te zajęcia znalazłem jako ciekawe, ale tymczasowe. Skończyłem, wracać nie zamierzam. Świat się kurczy. Możliwości rozwoju czy kariery zdechły. Oszukiwać siebie i innych? Ile można?!
Jako młody chłopak nie myślałem, nie planowałem, nie marzyłem, ani nawet nie buntowałem się przed wskazanymi przez czynnik zewnętrzny kierunkami rozwoju, bo czynnik zewnętrzny nic dla mnie nie szykował, czynnik zewnętrzny nigdzie mnie w przyszłości nie widział, czynnik zewnętrzny sam szukał albo błądził na tyle, że na moją wirtualną przyszłość czasu nie miał. Podobnie ja!
Miałem jakieś talenty, wiec tylko według nich – postanowiło się – będę parł do przodu. Tyle że uzdolniony nieprzeciętnie piłkarsko, byłem też zdolny plastycznie. Siedząc godzinami przed sztalugą, stojąc całymi dniami oparty o kawalet, nie mogłem jednocześnie biegać po boisku. Poświęciwszy 10 lat piłce, rzuciłem ją dla ołówka. Farby i wernisaże za parę lat rzuciłem dla tańca, muzyki, alkoholu i dziewczyn. Opamiętawszy się, znalazłem studia blisko domu i w kierunku, który mi pasował, a nawet rokował. Pisanie jako zawód nie wyszło, postawiłem na emigrację i prace różne a ciekawe. Może i perspektywiczne, ale perspektywiczne dyskusyjnie.
Od dziecka się fotografowało, w średniej była fotografia, w policealnym w Toruniu artystyczna nawet była, fotografia dawała nadzieję… Może chociaż tego się chwycisz nędzarzu?! Okazało się, że aparat fotograficzny czuje się lepiej w lombardzie, niż na statywie czy w ręku…Biznes w stolicy, oraz tam zamieszkująca dziewczyna to było pana boga za nogi złapanie. Poleciawszy wysoko jedynie we własnym mniemaniu, spadłem upadłem naprawdę. Mocno poobijany dwa lata rozpaczałem i przyszłości nie widziałem w ogóle. Potem nagle dzieci! Dzieci to przyszłość. I są, ale jako moje nie moje na moją przyszłość wpłyną albo nie wpłyną.
Bo teraz człowiek w takim miejscu, że gdzie się nie ruszyć – żadne ryzyko. Gdziekolwiek nie pójść – szanse na świetlaną przyszłość marne. To gdzie się jest? Jest jak jest, raz tak, raz tak. Ani nie gna człowieka do przodu, ani na boki się nie chcę. Więc co?! Co zostało? Trzydziestoletniej perspektywy spłaty kredytu nie ma, jaka jest więc pespektywa? Z dziewczyna to się rozstaję, to schodzę. Mieszkam to tu, to tam, i ani to, a ni tamto moje, więc nie ma o co dbać nawet…
Ojca nie ma, matka żyje, coraz rzadziej daję w szyję! Do Ameryki, jak było, ciągle daleko, a pod nosem, jak kiedyś, nic innego – mleko…
koniec
Więc, co o tym myślisz?