piąte: nie zabijaj (nawet faszystów)

Nie zamierzam strzelać do faszystów

Miałem snuć gawędę zupełnie o czym innym, na pewno zacząć miałem inaczej, od dobrego seksu, intensywnego pijaństwa, kolejnej zdrady, samobója czy upadku na miarę Hitlera. Zacznę na dworcu w Radomiu dziś rano, bo to znamienne. Oraz współgra z tym, co potem. Z tym, co mi w duszy coraz głośniej gra.

Pojechałem na Żeromskiego żeby w maszynie wpłacić gotówkę – chcę kupić online jakąś erotyczną bieliznę. Nie, nie dla siebie. Dla płci wprost przeciwnej; w nadziei, że osłonięta zmysłowo, po grze wstępnej i rozbieraniu z tych Triumphów i Intimissimi kobieta będzie odważniejsza i otwarta na różne rzeczy.

Z Mbanku poleciałem przez zusy i parki na berze, gdzie wiem na pewno, zawsze w piątek czy sobotę (bo w niedzielę już czasem nie, „Nie”, poczytne pismo, znika z półek po łikendzie) kupię gazetę, którą przejrzę do poniedziałku. Najczęściej kupuję obok kas i bankomatu dworcowego, teraz wszedłem do sklepu koło schodków do tunelu. Mała kolejka, inne miejsce, zmiana. Widzę że tygodnik leży. Na dolnej najniższej półce, ale leży. Zaraz jestem przy kasie świadomy, że przyznając się do systematycznego kupowania i czytania NIE, stygmatyzuje sam siebie jako komucha, socjalistę, cyklistę, fana mordercy Urbana. Że jestem z NIE w ręku wrogiem ojczyzny, jestem nie patriota tylko zdrajca, jestem gorszy sort, zdradziecka morda itp. Itd. To, że czytam gazetę bo lubię język, styl, świetnie piszących dziennikarzy -nikogo nie obchodzi. Nie obchodzi nikogo nawet to, że nudzi mnie już cotygodniowe naśmiewanie się na łamach z obecnej władzy. Nie kręci mnie ciągłe wytykanie kompromitujących ją działań. Ja i tak na widok rządzących mam refluks żołądkowy, poważny odruch wymiotny, niewidzialny nóż mi się w kieszeni otwiera i tracę wiarę w sens istnienia.

Ja już nie potrzebuję, żeby mi ktoś tę władzę obrzydzał. Ja się brzydzę wystarczająco, ja bywam załamany. Za to potrzebuje dobrego humoru, dobrej frazy, ciekawej puenty. Cieszy bezkompromisowość, bawi trafne punktowane zidiocenie, smakuje mi forma.

Przy ladzie zaraz za mną człowiek z Gazetą Polską w ręku. A jak! Już jakby widzę, że on widzi. Zjawiłem się przy ladzie pierwszy, ale na tym metrze, dwóch metrach międzyregałowych zdążyliśmy obaj zauważyć, że on z taką, ja z taką prasą w ręku. Zerkam dyskretnie, gość nawet gustownie ubrany, nawet czysty i lico jego zdradzające coś w rodzaju inteligencji. Spokojny więc jestem i cieszę się, że mamy w kraju pluralizm i wolność słowa, każdy mówi i czyta co chce. Każdy w tym kraju ma prawo do swoich poglądów, swojej prasy, swoich polityków.

Jednak sam jestem dziwakiem więc innych dziwaków wyczuwam na odległość i rozpoznaję bez pudła, wiem od razu, że coś nie tete. I kiedy ja płacę z moje NIE, on stojąc za mną, a raczej z boku – obaj do lady zwróceni przodem, on wychyla się i spogląda mi w twarz. Z zainteresowaniem?! Zdziwieniem?! Bezczelnie jednak… On chce zobaczyć z bliska człowieka, który kupuje NIE. I on robi to nachalnie wręcz, bez krępacji, prowokacyjnie – wychyla się nad ladę, obraca i patrzy mi prosto w oczy z lubieżnym głupawym uśmiechem.

Odchodzę, a on coś tam zaczyna podśpiewywać, że to tak, że owak, oczywiście w temacie moim i moich zainteresowań czytelniczych. Nikt na niego nie zwraca uwagi, ludzie biorą kawy, szlugi, bilety -on zostaje skasowany z swoją Gazetę Polską, i tylko ja czuje, że zostałem impertynencko potraktowany za zakup zwykły, obśmiany wręcz i jakoś delikatnie, subtelnie, ale zelżony. Oczywiście gość, idiota pewnie nie groźny i jakoś kulturalny, nie wydobył z siebie siarczystego bluzgu, nie rzucił obelgą, nie wpadł nawet w złość. Coś jednak musiał dogadać, nie wytrzymał, patrzył za mną jak wychodzę i majaczył, śpiewał; i ja na niego patrzyłem i dopiero jak już wyszedłem, pożałowałem, że się tak spieszę by dziecko na gimnastykę sportową zaprowadzić, bo bym wrócił. Wrócił i zapytał co ma do powiedzenia, posłuchał. Jednak najchętniej to bym go bez pytania jebnął, za to bezczelne spojrzenie sugerujące, że ze mną coś nie tak. A jak bym mu już jebnął, to by się nogami nakrył, w regał z prezerwatywami wpadł i zaraz zobaczył swojego nieistniejącego boga w całym jego idiotycznym majestacie krzywd, grzechów, kompleksów, zahukania i upokorzenia.

No właśnie, bo miało być w temacie agresji, faszyzmu, idiotów mieniących się patriotami, przestępców cieszących wolnością, bo mały potrzebuje szczególnie zidiociałej części elektoratu. Czasem mam tego dość. Są obok ludzie, którzy myślą podobnie. Na widok agresywnego pseudo patrioty czy zwykłego faszysty – debila- ignoranta, nie czuję lęku, bardziej żal i złość.

Jeden gość ostatnio zabił a potem opisał to w książce. Książka okazała się hitem. Policja się połapała. Facet poszedł siedzieć. Dlatego nawet słowa nie napiszę o tym, że jeśli na polskich ulicach będzie przyzwolenie na głoszenie faszystowskich haseł, rasizmu czy ksenofobicznych bredni, to ja coś z tym zrobię. Na skalę swoich możliwości. Nie napiszę, bo nie, broń boże nieistniejący, nie zamierzam kupić dobrego noża, legalny pistolet gazowy i pójść na kolejne obchody rocznicy odzyskania niepodległości w Warszawie. Nie napisze, bo naprawdę nie zamierzam ubrać się w czarnego flejersa, glany, bojówki, włożyć kominiarkę, krzyczeć nie zamierzam, że Polska dla Polaków i bóg i biała rasa. Nawet nie pomyślałem o tym, a co dopiero z planowaniem, żeby iść w tym marszu, ja, jeden z tysięcy wrzeszczących i pałających nienawiścią patriotów. Nie, wcale nie zamierzam z nimi iść, i iść na czele pochodu, i kiedy zobaczę, że kroczący dumnie obok mnie wszechpolak kopie siedzącą na ulicy kobietę, wypierdolę mu tą kosą pod żebro – nawet nie zdąży stęknąć. Nie napiszę, bo nie zamierzam przecież, widząc patriotę plującego w twarz kobiecie, która mogłaby być matką moją lub mojego kolegi, nie napiszę, nie przyznam, bo przecież nie zamierzam, wcale mi to nie chodzi po głowie; nie wyjmę tej śmiesznej zabawki na gaz i naciskając spust powielę echo niedozwolonych na marszu petard i rac, lufy śmiesznego gazowego pistoleciku nie wyceluje wcale w patriotyczną twarz, która pluje… i w cale nie będę żałował, że nie zobaczę efektów wystrzału, którego nie było.

Nie obejrzę potem wieczorem czy na drugi dzień w wiadomościach, że jeden czy dwóch z sześćdziesięciu tysięcy prawdziwych polskich patriotów doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu idąc w swoim marszu. Nie posłucham Anity Werner mówiącej w TVN 24 że oto pod żebrem jednego patrioty znalazło się 10 centymetrowe ostrze, drugi prawdziwy Polak strzelił sobie sam w patriotyczną twarz petardą, czym oszpecił na zawsze i tak nie piękne, jednak po polsku szlachetne lico .

Nie sprawdzę, czy ktoś do mnie dzwonił poprzedniego dnia, kiedy ja nie byłem na marszu niepodległości, co potwierdzają dane telefonu, który był cały czas w Radomiu, w domu, w dużym pokoju, bo ja nie postanowiłem przecież w końcu czegoś zrobić z tymi agresywnymi szkodliwymi idiotami, ja siedziałem w domu – co potwierdza moja dziewczyna, dzieci oraz kolega, który akurat mnie odwiedził.

Tylko ten dziwny uśmiech na mojej twarzy, kiedy przeczytam na pasku porannych wiadomości, że być może ci ranni pokrzywdzeni z marszu niepodległości to ofiary buntu, niezgody na propagowanie faszyzmu i agresywne zachowanie wobec głoszących pacyfistyczne hasła kobiet… To dziwne uczucie, kiedy oglądam film „Baader Meinhof”…

7Shares