Dzień o charyzmie szklanki wody
Dwa razy w roku powtarza się ten problem: budzę się, jest oczywiście, oczywiście wcześnie rano, ale w te dwa ciemne ranki nie mogę dojść, która godzina. Bo zmiana czasu a w koło tylko zegarki elektroniczne. Jedne przestawiają się z automatu, inne nie. Którym zaufać? Nie ma punktu odniesienia zaczepienia. Jak wszyscy śpią o tych porach na co dzień, tak wszyscy śpią i dziś. Jak cicho za oknem w ten ciemny niedzielny poranek, tak zawsze w niedzielę samochody dają luz a i ludzie tego jednego dnia nie wałęsają się po nocach po chodnikach. Kot aktywny? Jest… Ale ja w kuchni, więc on na coś liczy. Co robił do tej pory w nocy? Spał? Buszował?
Zegarki zostały cofnięte, czy poszły o godzinę do przodu? Mówili, nie dosłyszałem, albo dosłyszałem, ale zignorowałem. W związku z tym śpi się dłużej, czy krócej? Pierwsze pytanie jeśli zasadne, to odpowiedź i tak nieznana. Drugie głupie z zasady: śpi się, ile się chce, szczególnie w niedzielę, dopóki ja nie zacznę budzić, a dziś nie zamierzam, tym bardziej że nie wiem, która godzina, jestem bezradny, nie chce walczyć zaraz, „dlaczego tak wcześnie budzisz”, dlaczego w ogóle…
Uwierzyłem w komputer. Jednak pewności nie ma. Jeden mem z kotem dał nadzieje, że śpimy dłużej. Znaczy że to, co pokazuje zegarek pod telewizorem to nieprawda. Że ciągle jest wcześnie, że obudziłem się nie o czwartej, tylko o trzeciej. Czyli wiem, nic dobrego z tego nie ma, zanim się wszyscy pobudzą jeszcze się sporo ponudzę. Bo za plecami teraz w kuchni na radiowym jest 6.13, w prawym dolnym rogu ekranu po piątej. Ta druga wersja bardziej prawdopodobna. Mnie już sen z oczu pierzchnął, a innym dana godzina więcej. Więc samotność. Ta nie cieszy, bo chaos nie tylko ogarnął kwestie czasowe, ale i inne, spokoju nie ma, jakby się coś zaczęło dziać w czasie rzeczywistym – zmierzyłbym się. A tak, nijak.
Te wszystkie dni wolne. Pierwszy listopada. 11 listopada a potem dzień następny. W międzyczasie jakieś niedziele, soboty… Też nie dla mnie. Chorobowe ma ta wadę, że raz, nie wiem jak zostanie rozliczone, znaczy nie wiem ile dostane za dochodzenie do zdrowia, dwa, nie wiem ile potrwa, podczas zdrowienia przebywa mi dolegliwości, te pociągają za sobą konieczność umawiania wizyt u specjalistów, terminy są odległe, trzeba iść prywatnie, za to się płaci, a nie wiem, jak chorobowe zostanie rozliczone, więc nie wiem, czy będę miał i ile dla tych lekarzy. Specjalistów.
Najpierw w ciągu dnia dalej nie wiedziałem, czy gdyby czas się nie zmienił, jak i jak poważnie odczułbym zmianę. Zadałem to pytanie na głos. Zadałem je tej, która poproszona o zacerowanie mi skarpety odpowiedziała: „Mózg sobie zaceruj!”. Więc i teraz na wiele nie liczyłem. Odpowiedź jaką uzyskałem jednak tak mnie zaskoczyła, jak i wydała oczywista. „No Wojtek, przecież jak nic by się nie zmieniało, nie zmienilibyśmy w nocy czasu, to nic by się nie zmieniło, zostałoby po staremu, nie miałbyś się nad czym głowić…”
Dopiero popołudnie miało przynieść iluminację. Bolesną i senną, ale ukazującą tą prawdę, o jaka mi chodziło. A chodziło mi o to, czy jest jakaś prawda, jakiś skutek, jakiś efekt zmiany czasu. Zmiany czasu jako przyczyny. Po śniadaniu wszystkim zachciało się na słodko, słono – byle niezdrowo i syto, więc wysłaliśmy najstarszą, bo chętna, przytuli resztę i zaczerpnie powietrza (nie ma nerwów chłodu, nigdy jej nie zimno, dopóki kiedy nie przemarznie). Nakupiła nam i później jedliśmy. Tak do siebie jak i następnie przed ekranem – jakiś familijny na Polsacie, czy nawet dla dzieci, wszystko jedno – zasnąłem. Raz czy dwa się budziłem i w domu już się ruszało ruszyło. Już były pohukiwania, pokrzykiwania, nerwy i zamieszanie. Więc dzień, a nawet jakieś popołudnie. Obudziłem się za razem trzecim i postanowiłem już nie spać, ta co mi mózg karze cerować coś robiła w domu, kiedy ja śpię, a ona robi – budzą się demony. Wstałem, zrobiłem to i tamto, żeby wejść w bezpieczną strefę. Spojrzałem w okno. Zaraz zacznie zmierzchać – pomyślałem. Jak zacznie, to i się zmierzchnie niebawem a wtedy znów się położę. Bo ja lubię leżeć a w takie pogody niepogody to spałbym czas cały a tylko budził na podstawy fizjologii.
Jednak zostałem zmylony. Po wielokroć i okrutnie zmylony w błąd wprowadzony. Kiedy ja czekałem, że zaraz Teleexpress, bo tak wychodziło z poranka, potem lunchu, potem drzemki długiej, obiadu, innych obowiązków, to spojrzałem na jeden zegar, na drugi, wszędzie wcześnie, ale dopiero jak mi powiedziano, że prawdą jest to NAJWCZEŚNIEJ, czyli przed drugą po południu, posmutniałem.
Tyle jeszcze kurwa dnia przed nami, przede mną, dnia co się będzie kładł powoli i ospale, co robić? Ja już po drzemce! Niezręcznie walnąć w drugą, bo łażą i inni niesenni, a oni nie tolerancyjni, jak nikt nie śpi, ty też nie możesz, nie możesz odstawać, wyłamywać się.
I owe dni ciemne rozciągnęły się jeszcze z właściwością smutnej gumy. Wszystko się unormowało i wszystko jest na swój sposób normalnie – a przegięcie. I to miała być równonoc letnio zimowa? Dziękuję. Ludzie podzielili się… Nie mówię rzecz jasna o skurkiewiczach czy witkowskich, to ponad moje siły… Podzielili się na tych, co w przyszłym roku pojadą do KISS do Krakowa, i na tych, co tęsknią za Bon Jovim. A z Radomia bliżej przecież do Afryki. Już chciałem przeczekać zimę na chorobowym, a tu zmiana – czas pracy sięgnie końca roku. Nowa siedziba firmy na Limanowskiego. Vis a vis MOPSu.
Nie jestem w nastroju na melancholie po zmarłych – jak młodzi dziecinni cieszą się na przebieranie za zezwłoki, ja zastanawiam się, kogo z dychających jeszcze spotkam jutro na jarmarku wszystkich świętych i uścisnę dłoń nad grobem któregoś z braci, co nie doczekali.
Więc, co o tym myślisz?