Departament leje pod choinkę
Mam postanowienia noworoczne. Jakkolwiek to kiczowato i naiwnie nie brzmi: postanawiam, mam nadzieję. Po pierwsze, jak większa część około połowy populacji mam problem z wagą. Z wagą własną. Z wagą ciała własnego. W przeciwieństwie do rzeszy kobiet i facetów odchudzających się albo postanawiających się odchudzać, mam postanowienie by przytyć. Ilu nas jest? Tych co nie doważą, a chcą nabyć kilka kilogramów? Nie wiem… Nie wiem nawet czy wszyscy zbyt chudzi są krytyczni do swojej sytuacji wagowej? Pewnie są ludzie szczupli i zadowoleni. Występują w przyrodzie anorektycy szczęśliwi. Czy są tacy co z lekko pół średniej pragną awansować do wagi ciężkiej. Czy ci piórkowi chcą zostać koguci? Ja osobiście indeks wagi MBI czy inne LSD mam dobry. Mieszczę się w normie. Ale tylko na papierze i matematycznie. Jeśli chodzi aparycję, tak zwany wygląd zewnętrzny – chudym. Wrażenie z oglądania mnie bez odzienia (spoglądając ogólnie, bez przyglądania się ledwo widocznym szczegółom) bywają różne, jednak przeważa mieszanina przerażenia i konstatacji: o kurwa, jaki ty jesteś chudy! Wtajemniczonym nie trzeba wyjaśniać, że chudy, ale byk. Inni o kopytnych nic nie wiedzą. Widzą, że chudy, myślą chudy, mówią chudy. Bez dodatków.
Wpierdalam więc raczej codziennie płatki owsiane z mlekiem i bananem na śniadanie. W ciągu dnia staram się żreć dużo ryżu, innych gówien kalorycznych czy tam białkowych, mięs czerwonych i białych, ćwiczę 5 kilogramowymi hantlami na masę, wychodzi mi rzeźba. Kiedy się ważę wieczorem w ubraniu to nawet te kilo czy dwa przybyło. Jednak rano na golasa przed śniadaniem i po defekacji? – szkoda gadać…
Miałem też inne marzenia, plan, postanowienia na nowy rok: znaleźć sponsora w postaci ministra. Starałem się od września o stypendium Ministra Kultury. Wysłałem drogą elektroniczną odpowiednie papiery plus tak zwane portfolio: mocno statyczny pokaz slajdów ze skanami udokumentowanych dokonań i rekomendacji. Stypendium Twórcze. Są jeszcze te na upowszechnianie kultury, ale nic takiego nie upowszechniam, właściwie nic nie upowszechniam, mało też uprawiam, nawet jednego drzewka konopi, tylko ta choinka teraz, ale ona nie rośnie, z niej opada…
Czekałem od końca września do tego prawie samego końca roku, bo trzy i pół tysiąca złotych brutto miesięcznie za to, co i tak na co dzień robię, a co konkretnie, cicho sza, to nie w kij dmuchał. Myślałem, że nic się na razie nie zmieni, tylko pieniędzy będzie więcej. Dupa. Wczoraj ciemnym porankiem znalazłem na stronie Ministerstwa ogłoszenie o tym, że są wyniki. Alfabetycznie stypendium otrzymali (za Wikipedią) Henryk Citko, który stworzył zbiór tekstów (wiersze, fragmenty esejów, prozy poetyckiej, listy) Zbigniewa Herberta, harmonijnie zilustrowany rysunkami poety, szkicami wykonanymi podczas jego licznych podróży po Europie; a także Leszek Marek Długosz (ur. 18czerwca 1941 w Zaklikowie), aktor, literat, kompozytor, pianista, jeden z najbardziej znanych polskich śpiewających poetów. W roku 1964 ukończył studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w latach 1964-1966 studiował na Wydziale Aktorskim w PWST w Krakowie. Stypendium otrzymał też Pan Adam Karol Drozdowski – student Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowiacza i scenografii w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Stały współpracownik internetowego magazynu Teatrakcje.pl, założyciel niezależnej grupy teatr, manager autorskiego spektaklu Marcina Jarnuszkiewicza Homewor. Trzy i pół koła miesięcznie będzie tulił też Andrzej Dybczak (ur. 1978 w Krynicy) – polski etnolog, podróżnik, filmowiec, pisarz. Laureat nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor artykułów publikowanych w „Lampie„, „Twórczości” i „Studium„.
I tu, zgodnie nieubłaganą kolejnością alfabetyczną powinno pojawić się moje nazwisko, ale się nie pojawiło. Za to zaraz jest Marek Kochan, pisarz, prozaik i autor dramatów. Wykładowca Uniwersytetu SWPS i Uniwersytetu Warszawskiego, który wydał m.in. zbiór opowiadań Ballada o dobrym dresiarzu (2005), powieści Plac zabaw (2007) oraz Fakir z Ipi (2013). Pomysłodawca i redaktor tomu Mówi Warszawa (2011), pierwszej wielogłosowej powieści na temat miasta. Wydał też Turban mistrza Mansura. Opowieści sufickie dla mówców i przywódców (2014), powieść dla dzieci Martynika i Biała Wyspa (2014), a także zbiór dramatów w języku hiszpańskim Cinco obras de teatro (2016).
Już myślałem, że nie wiele się w Nowym Roku zmieni, zmienią się tylko źródła finansowania. Wczorajsze odkrycie karze mi snuć przypuszczenia, że jednak coś musi się zmienić. Jak pisze w swej autobiografii Kuba Wojewódzki: „ Ja po prostu szybko się nudzę. Jak Sławomir Peszko bez miłej atmosfery. Trochę jak w tej historii: <<Stefan przestał brać narkotyki. Stefan przestał pić alkohol. Stefan rzucił palenie. Stefan porzucił złe towarzystwo. Stefana zabiła nuda. >> To ja tak mam. Musi się dziać, najlepiej szybko zmieniać.”
Ja też tak mam. Myślałem, że zmieni się o tyle, iż sponsorem mojej dziwacznej egzystencji zostanie państwowe ministerstwo. Że na stronie zostanie opublikowane, iż stypendium otrzymał Wojciech Dziewit, autor jednej książki, której nabywcą głównym i jedynym jest on sam, jednego opowiadania wyróżnionego w ogólnopolskim konkursie, setek donosów na samego siebie, korespondent z otchłani własnych upadków, fotograf bez aparatu, pijak. Nie ukończył żadnej uczelni, choć rozpoczął studia na niejednej.
Nic takiego nie zostało opublikowane. Na święta ministerstwo nasikało mi pod choinkę. Taki, kurwa, prezent. Więc jak nie, to nie. Nie rzucam tego wszystkiego co Stefan, tylko modyfikuje. Nie zabije mnie nuda!
A teraz co? Należy jednak coś, cokolwiek zmienić! Tylko co? Dyscyplinę sportową? Boisko? Sprzęt? Bo nowego sponsora nie udało się znaleźć.
W czasach polaryzacji światopoglądowej Polaków oraz biegunowej sytuacji politycznej, szukam powodów swoich porażek, szczególnie tej jednej – stypendialnej. Długo nie muszę szukać, jestem prawie pewien, że to po prostu wina Tuska.
Więc, co o tym myślisz?