Leśnicy do lasu!

Leśnicy do lasu!

Choinki po 30 złotych. Te mniejsze. Większe, analogicznie, więcej. Duża, stówkę. Bardzo duża może dwie, może trzy razy po sto złotych. Lubię progres. Moja ideowość znamionuje myślenie o przyszłości, względnie nieuchwytnej teraźniejszości, bardziej, niż rozpamiętywanie zdarzeń przeszłych, bo to prowadzi do resentymentów. Trzeba więc mi iść do przodu!

Były lata ze sztuczną choinką o bardziej niż skąpej bujności i zdobieniu. Były choinki żywe, ale małe – więcej w tym symboliki niż manifestacji miłości do drzewa. Była ostatnio nie raz choinka pokaźna, żywa, ale nie jakoś specjalnie pokaźna, nie za żywa – postała dwa, trzy tygodnie, czasem dłużej, zależy od nasilenia naszej niechęci do zrobienia z nią na wiosnę czegokolwiek. Z filmów i zdjęć znajomych lepiej sytuowanych znam obraz chojniaka giganta, albo z czubem podwiniętym pod sufit, albo choinkę strzelistą pod strzechę, hen, na wysokości trzech czterech metrów.

Od jakichś dwóch już tygodni słyszę o choince. Domownicy zastanawiają się, kiedy stawiać i ubierać. Żeby postawić, trzeba kupić. Albo nie! Bo jak rok temu była sztuczna, to ona teraz w jakichś zakamarkach pakamery, w jakiś szafach, w jakiś pawlaczach czy na innych ukrytych półkach jest! Czeka rozebrana na kawałki, nie ozdobna już. Należy ją znaleźć, poskładać i ozdobić. Jednak to wszystko jest praca syzyfowa: w domu jest kot, on choince nie przepuści. Ledwo ona stanie, zaraz on ją położy. Jak już będzie leżeć ozdobiona, zaraz każda bombka, każdy łańcuch, każde światełko z niej zniknie i znajdzie się gdzieś indziej, gdziekolwiek, w domu, w miejscach najmniej niespodziewanych.

Choinka świeża tania nie jest. Sztuczna pozbawiona tej magii, jaką daje zapach, woń, kolor, naturalny powab i opadające igliwie. Ale przecież jakieś choinki są wszędzie! Wszędzie są i ludzie, którzy zamiast kupować, choinkę po prostu znajdują i biorą. Teraz i ja mam zagwozdkę: wyciągać starą, sztuczną z szafy, czy kupować nowa świeżą? Jakich rozmiarów? Jak dopasować wielkość drzewa do zachcianek a zarazem nie przepłacić? Czy czasem nie powinienem się zacząć rozglądać za okazją?

Niby leśnicy mają do lasu najbliżej. Co za tym idzie, taką choinkę potrafią zdobyć dość łatwo. Poza tym, są poza podejrzeniami o kradzież – zawsze mogą powiedzieć, że wycięcie chojniaka było w planie leśnej gospodarki. To właśnie leśnicy w lasach całej Polski rozpoczęli akcję „Choinka-18”, w czasie której sprawdzają, czy choinki sprzedawane na wolnym rynku pochodzą z legalnych źródeł (czy las jako taki, państwowy, czyli nasz, wspólny, to źródło legalne, czy wręcz przeciwnie – nie wiem…) Leśnicy częściej niż zwykle patrolują lasy oraz bazary i miejsca, gdzie sprzedawane są drzewka. Akcja potrwa do 29 grudnia. Polscy leśnicy częściej niż zwykle będą teraz patrolowali miejsca, w których może dochodzić do kradzieży drzewek. Straż Leśną wspomagać będą policjanci, funkcjonariusze Straży Granicznej, strażnicy miejscy i gminni, a także inspektorzy transportu drogowego. Za nielegalne wycięcie choinki w lesie grozi mandat w wysokości 500 zł. Absolutnie więc kradzież drzewka się nie opłaca. W leśniczówkach choinki można kupić już za 30 zł. W mieście pięć dych. Duża około stówki. Wielka? Może właśnie w okolicach pięciuset złotych. A może, jeśli decyzja padnie na drzewo iście papieskie, takie, jakie górale wiozą co roku na Plac Św. Piotra, lepiej zajumać? Kraść, wycinać, czy kupować – oto jest pytanie?

Podczas akcji „Choinka-18” strażnicy leśni będą zwracali także uwagę na wszelkie pułapki i sidła zastawiane przez kłusowników. Przed świętami zjawisko kłusownictwa w lasach się nasila. Wiadomo, podczas świątecznego dzielenia się opłatkiem czy rozmów o polityce, należy dobrze podjeść. Jeśli na co dzień wystarcza nam drób, ewentualnie inne zwierzęta udomowione, znaczy nie koniecznie psy i koty, tylko te hodowlane – krówki, owieczki, koniki, to od święta przydałaby się jakaś dziczyzna.

W Wigilie, lipa, post. Ani świnki z przydomowego chlewika, ani królika ani kurki na stole tego dnia uświadczysz. Co dopiero mówić o bażantach, cietrzewiach, zającach czy innych latających ptakach łownych. A chętnych by się znalazło! Jak co roku raczej skromnie jeśli chodzi o frekwencję, tak teraz inaczej. Z różnych przyczyn socjologiczno bilogiczno rodzinnych od kilku lat do czterech domowników dochodzą dwie sztuki i przez godzinę w sześcioro Wigilia. Albo jak w tamtym roku – sam. Na Świętokrzyskiej po baletach pusty głodny samotny – sam. I jakoś tak wcześniej też. I były Wigilie, kiedy jedynym kompanem był Fryc i tylko od niego był prezent – zbierane przez kilka tygodni przed świętami szlugi, ponad paka.

Dwa pozostałe dni świąt polegają na jeżdżeniu. Odwiedza się różne części różnych rodzin –  to tradycja! Ale w tym roku sama wigilia ma być tak świąteczna, że ho ho! Nie na sześć, nie na osiem, nie na dwanaście jak stoi w piśmie nawet. Będzie uczta na dwadzieścia pięć! Na trzydzieści osób! A jak się zejdą kolędować w komplecie kompletnym, to i na trzydzieści pięć, w  porywach do czterdziestu!

To się nazywa świętowanie….Nie to, żebym szukał dziury w całym, ale jest zawsze tego dnia kwestia prezentów… czterem członkom w domu pod choinkę zawsze udawało się coś podrzucić… Jak było cztery plus dwa też dawało się radę, umówmy się – na zasadzie, ja ci to, ty mi tamto, oba zadowolone.

Jednak w sytuacji,  kiedy przy stole zasiądzie pięćdziesiątka uroczyście uniesionych świętowaniem twarzy i one pochylą się pod drzewem, żeby znaleźć po dwie trzy paki od każdego – nie widzę tego wesoło.

Dlatego cała rodzina zdecydowała się i zgodziła. Cała rodzina składająca się z mniejszym sub rodzin przyjęła wiadomości i zadecydowała, że prezentami obdarowujemy się wcześniej, w zaciszu domów jednostkowych, składowych, mniejszych, a zbieramy się do kupy na Żeromce już po prezentach, głodni, ale zaopatrzeni, bogaci w gifty. I tam przy fortepianie dzielimy się opłatkiem i obserwujemy proces starzenia i stan uzębienia współbiesiadników.

Gdyby miało być inaczej…? Są sklepy „wszystko za pięć złotych”. Podobno obciach, ale od święta może być i obciach. Trzydzieści pierdółek po pięć złotych by nam dało jakieś sto pięćdziesiąt złotych… Udźwignęłoby się. Ale jest konsumpcyjne signum temporis naszych czasów – otworzona w Radomiu sklep Tiger! I tam po pięć złotych czy jakoś tak można bez obciachu, a nawet jaki mówi dziesięcioletnia Ala – ”prestiżowo” zaopatrzyć się w prezenty dla całej świątecznej zgrai.

 

 

10Shares