Co by było, gdyby Kinga

Co by było, gdyby Kinga


Już wcześniej miałem zamiar to zrobić. Staram się na przyszłość rodzić w bani pomysły na nowy tekst, nosić go tam przez jakiś czas, po czym spisać. Kiedy sprzyjający wiatr – opublikować na blogu i cieszyć się jak dziecko, że ktoś zajrzy. Jednak komentarz pod ostatnim tekstem mojej pierwszej i szalonej jak przystało na trzynastolatka miłości, która napisała w komentarzu, że mogło być inaczej sprawił, że zamiar zaraz zmienił się w przymus, przymus pisania w sam proces i tak poleciało.

Równolegle do Kingi kochałem jeszcze boisko do piłki nożnej, mogło więc stać się tak, że jeszcze do niedawna grałbym w gałę w jakiejś czwartej lidze a teraz trenerował trampkarzom. Grałem też w młodości w siatę w najlepsze i już witałem się z gąską w klubie Czarni Radom (w seniorskim składzie jeszcze wtedy z legendarnym Andrzejem Skorupą), kiedy jakiś rozumny selekcjoner zauważył, że przy moim metr siedemdziesiąt dwa to jestem nawet na rozgrywającego za niski. Gdyby nie zauważył, zostałbym najniższym rozgrywającym w tej dyscyplinie na świecie, przez co albo budził politowanie, albo podziw, albo radość. Znaczy różnie mogło być!

Jako technik konserwator elementów architektury i rzeźby zrobiłem sobie w edukacji rok przerwy i bawiłem się w najlepsze. Bawiłem się, ponieważ zacząłem się bawić z alkoholem już w wieku lat czternastu. Wtedy wlewałem w siebie piwa z litrowych kufli a wódkę ze szklanek (pełnych). Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że mogą być z tego problemy. Kiedy po latach dowiedziałem się, że mogą być z tego problemy, wtedy chlałem wszystko nie zdając sobie sprawy, że zagłuszam tym swoje niezrozumiałe jeszcze emocje. Gdybym nie popadł w końcu w nałóg rożnie by mogło być, może piłbym teraz codziennie mało problemowo, a nie raz na rok samobójczo.

Po roku zdałem z najlepszym wynikiem na studia pedagogiczne, które gdybym ukończył upoważniłyby mnie do nauczania plastyki w szkole. Zastałbym nauczycielem. Co robiłbym teraz jako belfer od sztuk pięknych? Strajkowałbym na pewno. Strajkowałbym od samego początku. Strajkowałbym dalej, kiedy inni zaczęliby już uczyć, by zarabiać, ja mam zawsze alternatywne źródła dochodu, wiec strajkowałbym syty. Strajkowałbym podczas zawieszenia strajku a też po jego zakończeniu. Nie potrzebowałbym do strajkowania prikazu z góry, od związków zawodowych, do których bym pewnie nie należał – za Allenem nie chciałbym być członkiem zbiorowości szczęśliwej z mojego członkostwa. Są różne formy strajku, od włoskiego przez rotacyjny po głodowy, ja najpewniej wymyśliłbym na własny użytek i wdrożył strajk dożywotni.

Otarłem się o studium reklamy. Rok uczyłem się w Policealnym Studium Fotografii Artystycznej w Toruniu. Trzy lata studiowałem dziennikarstwo na Tartacznej. Mogłoby więc być tak (a nie jest) że tyrałbym w reklamie, został artystą fotografującym martwą naturę, ulicę a i ulicznice. Praktykując w warszawskim oddziale Telewizji Polskiej mogłem zahaczyć się na Wiśniowej czy innej i świecić nieupudrowaną cerą na ekranie telewizora. Mogłem pójść w dziennikarstwo radiowe, na szczęście uratował mnie głos kaczki, który wydaje z siebie przed mikrofonem, czym dyskwalifikuje, eliminuje z anteny.

Co by było, gdyby nie odrzucałyby porzucały, zostawiały zrozpaczone i zniecierpliwione wszystkie byłe dziewczyny? Mogłoby być różnie. Mógłbym być teraz tu albo tam z tą albo inną i robić to albo owo. Mogłoby być ciekawie, choć z natury wątpiący i nie wierzący nie wierzę i wątpię, iż mogłoby być ciekawiej, niż jest.

Mogłem sprawdzić się na robocie u Kapiszona i do tej pory ocieplać bloki. Mogłem nie lekceważyć sobie szansy jaką w latach dziewięćdziesiątych dała mi pierwsza praca w korporacyjnym Fotojoker – byłbym pewnie już dawno jeśli nie krajowym, to regionalnym dyrektorem tej fabryki foto odbitek. Mogłem potem zostać za granicą i dalej żyć w Irlandii czy innej Anglii jako wieczny emigrant. jako emigrant z Polski mogłem związać się silniej z Czeszką Janą, z która łączył mnie jedynie dziki sex. Spełniłby się wtedy być może mój sen o zamieszkaniu w Pradze i życiu knajpianym wśród piwnych rozmów i opowieści o wszystkim i o niczym. Mogłem wygrać więcej niż ten jeden konkurs literacki i zostać pisarzem, a nie tylko piszącym amatorem, na szczęście i nieszczęście zarazem umiejącym pisać tylko o sobie i własnych problemach wynikających z licznych nałogów.

Gdybym pięć lat temu nie zaczął trenować sztuk walki, samoobrony znaczy Aikido, dalej byłbym niemym świadkiem zadym, które wywoływali i dławili w zarodku moi starsi koledzy. Kiedy obcy chciał skrzywdzić mnie, przyjaciele bronili. Teraz, owszem, w sytuacji zagrożenia mógłbym liczyć na wsparcie Pieczary (gdyby akurat był w okolicy) czy wykonać telefon do któregoś Łołka, by załatwił sprawę z nawashi geri albo low kickiem. Ale czy w tym wieku przystoi liczyć na innych w kwestii własnego bezpieczeństwa?

Jak widać – różnie mogło być. Jak jest, szkoda gadać, ale pisać trzeba, co czynię niezrażony krytyką, świadomością marności i brakiem poklasku. Różnie mogło być i bywa różnie teraz. W ogóle mogłem się inkarnować jako nie człowiek, a na przykład koń: biegałbym albo smakował smacznie na włoskim talerzu. Gdybym spotkał się za jej życia z Marią Czubaszek, pewnie poddałaby w wątpliwość, że plemnik dzięki któremu zostałem poczęty na pewno był tym najsilniejszym i najszybszym. Tym samym zasiałaby ona we mnie niepokój i brak pewności, czy istota mojego istnienia ma jakiś w ogóle sens, czy też nie ma. Różnie mogłoby być.

A, ćwiczyłem na siłowni… Nie wiem, kilka tygodni na jednej, kilka dni na innej. Zaprzestałem. Wykonana dwa lata temu tomografia mózgu nie wykazała zmian ogniskowych, jednak coś wykazała. Jeśli dalej ćwiczyłbym bicepsy i nogi na maszynach, doznałbym zapewne przyrostu tkanki mięśniowej. A tak, alkoholizując się zapracowałem jedynie na zaniki kory mózgowej….

0Shares