Na jedno baba wróżyła

Na jedno baba wróżyła

Jest gorąco, więc chodzę bez majtek. Bielizna jest przydatna, szczególnie ta naturalna bawełniana, czy to bokserki, czy to figi męskie, wiadomo, jednak kiedy upały kenijskie można zrezygnować z gaci na dupie pod spodnie. Ze spodni też można zrezygnować, i robię to w domu, ale wtedy są gacie, jak nie ma gaci, spodnie niech będą, twierdzę.

Mam sztuczne zęby. Trzy. Znaczy most. Ale nie na stałe, nie na stałe, nic nie mam na stałe. Mam most tymczasowy, znaczy taki, co raz na jakiś czas wypada, w właściwie raz wypada a wkładanie jego montowanie na corega taps jest na tyle problematyczne, że lepiej iść do pani Friszke i zrobić zamontować nowy, też tymczasowy, który po dwóch trzech miesiącach wypadnie, i tak w koło Macieju, dookoła Wojtek…

Mam nową pracę i obawę, że któregoś dnia podnosząc swój zezwłok od biurka stanę się obiektem zainteresowania z tego powodu, że w jednym momencie spadną mi, okazując przyrodzenie spodnie oraz wypadnie most, pozostawiając w paszczy ubytek a na podłodze budzący obrzydzenie element sztucznego uzębienia. Jest to koszmar dzienny, zjawa widmowa, lęk racjonalny, strach z rozsądku nie jakiś histeryczny, podświadomy, banalny, podskórny, ale rzeczywista obawa, trwoga życiowa, bojaźń zwizualizowana.

Lęki te nie są dla mnie niczym egzotycznym. Posiadam w tej dziedzinie niejakie doświadczenie. Pamiętam, kiedy ogarnęła mnie trwoga dotycząca podobnego potencjalnego zbiegu okoliczności nieprzychylnych. Pewnego razu w Piasecznie, a dokładniej w Zalesiu Dolnym, w swoim pokoiku wynajmowanym od dziada leżałem i dogorywałem. Powiedzieć, że miałem kaca to nic nie powiedzieć. Przyznać, że przez kilka poprzedzających leżenie dni szalałem bez opamiętania to niewiele przyznać. Ujawnić, że w tej właśnie godzinie, tego właśnie dnia stanąłem na granicy śmierci i obłędu to ujawnić zbyt mało. Wiedziałem, ze organizm mój nie wytrzyma braku ulatniającego się alkoholu z krwioobiegu. Wiedziałem, że mózg roztańczony nie będzie chciał na zawołanie przekonwertować się na myślenie rozsądne a podszyte rozpaczą, że będzie bunt. Z powodu nadużywania leżałem w szpitalu na trzech różnych oddziałach, u lekarzy trzech różnych specjalizacji, na oddziałach trzech różnych. Odtruwali mnie zawsze w psychiatryku na tak zwanej petce. Tam mogłem sobie pogadać z armią sióstr, z psychologiem, z psychiatrą. Czasem wysiadało mi coś w bebechach i najczęściej okazywała się to trzustka, wtedy kładli mnie na wewnętrznym i tam pod kroplówkami błagałem o przeciwbólowe, tak napierdalało. Czasem siadał właśnie mózg i wtedy, a oba te przypadki miały miejsce na malowniczej wyspie, zawożono mnie na izbę przyjęć i na siedząca aplikowano haloperidol plus coś jeszcze, czego nie znam – po kilku godzinach głosy ustawały.

I tego dnia na ulicy Kordeckiego zastanawiałem się tylko, czy umrę już, a jak nie, to czy dopadnie mnie kolejne ostre zapalenie trzustki, czy znów głosy. I ta, i ta opcja sprawiała, że drżałem w przestrachu, bo jedyne miejsce gdzie czułem się w miarę bezpiecznie to była na gawra pod kołdrą, na tym łóżku, w tym pokoju, na tej zalesionej spokojnej ulicy w miasteczku – kurorcie jakby.

Godzinami tak trzeźwiałem w bólu i przerzucałem się pomysłami, na co lepiej zapaść – na narząd trzewi czy na mózg. I w tym dniu o tej godzinie olśniło mnie, ze przecież nikt mi nie obiecywał, nie mam gwarancji, nie jest pewne, że spotka mnie jedna tylko z tych rzeczy. Jest prawdopodobne, że za jednym razem dopadnie mnie i to to i to. I to było zbyt wiele…

0Shares