Wkurw na receptę

Wkurw na receptę

Jeśli chodzi o spacery, ostatnio muszę się pilnować, żeby nie spieszyć bez powodu. Niby mam czas i idę, gdziekolwiek mój cel, nie spiesząc się, a jednak żadną miarą nie spaceruję: nie idę, żeby iść, tylko idę, żeby dojść. Generalizującą i mocno zgraną tezę, że właściwie to nigdy i nigdzie nie ma sensu się spieszyć zostawiam niewypowiedzianą, nie jest moim zamiarem zniechęcać co ambitniejszych czytelników na samym już początku wywodu. Niestety czasem przychodzi mroczna i pulsująca godzina, w której pośpiech jest konieczny. Wtedy można przyspieszyć.

Ja jednak chodzę i nigdzie na mnie nie czekają, żadne terminy nie gonią, umówiony nie jestem, psa nie trzeba wyprowadzić ani obiadu dla dzieci wstawiać – chód mój z kroku na krok bardziej wartki. Zwalniam wtedy, ale poczucie, dojmujące poczucie winy i przekonanie, że tak się wlokąc tracę czas, towarzyszy mi do momentu, kiedy osiągnę cel.

Kiedy ostatnio byłem u lekarza? Sorry, nie czuje się jeszcze na tyle stary, żeby pytania takie uznać za ważne; nie jest może ważne, ale jest zasadne: w kontekście skandynawskiej praktyki lekarskiej zastanawiam się, na co miałem ostatnio wystawioną receptę. Wychodzi mi, że był to antybiotyk. Aby wyłudzić od NFZ zasiłek chorobowy, czując się wprawdzie słabo, pokasłując, z cieknącym nosem, ale jednak chodzący poszedłem do doktor rodzinnej i odstawiłem taką komedię niedyspozycji, że lekarka nie tylko dała mi zwolnienie na tydzień, zaleciła leżenie i odpoczynek, nie tylko dała receptę na ten antybiotyk, na osłonowe, na przeciwbólowe, to jeszcze okazała fachowe zrozumienie współczującego lekarza z powołania, który kocha swego pacjenta i z racji tego, że widzi go po raz ostatni, cierpi; tylko ze względu na opory natury etycznej nie pożegnała się ze mną słowami „przykro mi, zrobiłam wszystko co w mojej mocy”.

Podobno w Finlandii przepisuje się na receptę leśne spacery… Znowu w takiej Japonii czy innych Chinach Ministerstwo Zdrowia nie zajmuje się jak u nas, i w innych krajach środkowej Europy oraz zachodu systemem leczenia chorób, na jakie zapadają przedstawiciele społeczeństwa; w Chinach czy innej Japonii, Ministerstwo Zdrowia, jak sama nazwa wskazuje – widać tamtejsi rozumieją tą nazwę całkiem literalnie – zajmuję się szeroko rozumianą promocją zdrowia i stylu życia, które zapobiegają powstaniu chorób. Całe nakłady ministerialne idą na to, żeby człowieka utrzymać w dobrej formie. Pomyślcie tylko, całe te miliardy pompowane w naszą polską służbę zdrowia nie są przeznaczone na lekarzy, do których kilometrowe kolejki, nie na leki, z których tylko niektóre okazują się skuteczne i refundowane, nie na drogie i skomplikowane urządzenia medyczne, pomagające ciężko chorym wrócić do zdrowia, tylko na prostą i łatwą do wcielenia w życie Promocje Zdrowego Stylu Życia. Obywatel może za darmo korzystać ze zorganizowanych form aktywności fizycznej, ma łatwy dostęp do zdrowej żywności, raz w miesiącu widzi się z lekarzem, który nie leczy, nie diagnozuje u niego chorób, tylko radzi, co robić, żeby ich uniknąć. Jeśli obywatel zachoruje, system nawalił, jest po sprawie.

Z pieniędzy za zwolnienie nici, skomputeryzowane teraz urzędu, w których kompatybilne systemy komunikują się z innymi instytucjami wykryły, że podpisałem umowę oraz listę obecności w dniach, w których miałem chorować. Same z tego kłopoty.

Na spacer do lasu poszedłbym i bez recepty, ale las daleko, do lasu ciągle jakby dalej i dalej. Może i nie pora. Deszczowe szare popołudnia nie sprzyjają pomysłom o wycieczkach za miasto. Powiedziałoby się staropolskie „aby do wiosny”, ale nie wiadomo, co to w przypadku niejednoznacznych pogodowo pór roku znaczy. Zima była całkiem jesienna, jest zasadne przypuszczenie, że po teoretycznej tylko zimie, realizując najgorszy z możliwych scenariuszy klimatycznych, przyjdzie nie ciepła wiosna, albo przedwczesne lato, tylko realny śnieżny opad i mróz. A ja juz się cieszę jak dziecko na dobrą pogodę! Już w myślach brykam po łąkach i spaceruję po radomskich ulicahc, tak radośnie, że nawet na czworaka. Cytujac klasyka: nie odbieraj mi do tego, Panie Boże, bo mnie znów wkurwisz.

0Shares