Czy było mi dane spotkać? Nie raz, albo przynajmniej mi się wydawało. Ale zazwyczaj jak mi się wydaje, jak tylko przypuszczam, moje podejrzenia, moje iluzje graniczą z pewnością, nie wiem, i nigdy się nie dowiem, czy to, co tylko imaginowałem, nie było czasem realnością. Czy tak czy inaczej, nieziemskie istoty spotykają mnie, ja spotykam je, żyją, egzystują w mojej przestrzeni życiowej krążą byty nie tylko ziemskie, ale i niebiańskie, kosmiczne, piekielne, te z czyśćca, te z głębin, te z przestworzy, z lasów, pól, łąk, jezior, rzek, stratosfer, obszarów polodowcowych, pustyń, tajg, gór, tundr, z dziur ozonowych tych czarnych, z gwiazd, innych planet, najczęściej z Wenus.
Miewam ostatnio często powtarzający się sen: gdzieś mam jechać i nie wiem dokładnie, gdzie owo miejsce jest; kiedy już przypominam sobie, gdzie zamierzam udać się w drogę, zaczynam odmierzać dystans, liczę kilometry, okazuje się, że im bardziej zbieram się do wyjazdu, tym to miejsce wydaje się odleglejsze, jest coraz dalej, wiem, że muszę włożyć więcej wysiłku, by tam dotrzeć, ba, co gorsza, im bliżej wyjazdu, tym dotarcie do owego miejsca staje się niemożliwe, odległość i inne komplikacje rosną…
Jest też tak, że im bardziej ja staje się przyziemny, tym istoty mnie otaczające, żeby nie było, monogamia w sensie nie tylko seksualnym, ale i w kontekście wszelkich relacji jest iluzją oraz przereklamowana, te istoty im bardziej ja przyziemny, one nieziemskie. A ja metaforycznie nie jedną glebę zaliczyłem. W sensie ścisłym padłem nie raz na ryło dosłownie. Wtedy człowiek stojący, idący dumny i wyprostowany z perspektywy chodnika jawi się jako istota nieziemska. Urasta do rangi nadczłowieka, bóstwa.
Ostatnio czytałem opracowanie, cytat z poważnych badań. Wiążemy się w życiu z różnymi ludźmi. Jeśli chodzi o relacje, związki damsko męskie, wybieramy partnerkę czy partnera kierując się przeświadczeniem, że ta właśnie ta a nie inna osoba da nam to, czego akurat potrzebujemy, czego nam brakuje.
Towarzyszy temu całkowitą pewność. Na pierwszy rzut oka wiemy, że to właśnie to, ten, ta. I to przekonanie jakiś czas trwa, nawet mimo ewidentnych dowodów, że jest inaczej. Nie widzimy, bo nie chcemy widzieć własnej naiwności. Długo nie chcemy przyznać się do tego, że popełniliśmy błąd, że to była pomyłka. Idealizujemy daną osobę w przekonaniu, całkowitej pewności, że to właśnie na nią czekaliśmy całe życie, że uosabia ona ideał i wniesie w nasze życie spełnienie i dobrostan. Lub wręcz przeciwnie, spotykamy i otrzymujemy w swą najbliższą przestrzeń istotę, którą to my – mamy wrażenie – możemy obdarować tym, czego my mamy w nadmiarze, ona tego potrzebuje.
Niestety, najczęściej się mylimy. Około dziewięćdziesięciu procent naszych wyborów to pomyłki, nieporozumienia, strzały nie trafione. Okazuje się, najczęściej po jakimś czasie, że dana osoba, w której widzieliśmy nieziemska istotę, mogąca ofiarować nam wszystko, czego oczekujemy, nie jest wyposażona w przymioty właściwe by spełnić pokładane w niej nadzieję. Oczekując opiekuńczości widzimy zaniedbania. Nadzieja na zapewnienie poczucia bezpieczeństwa rozbija się o skały wrogości, które budzą lęk i zakłopotanie.
Oczekiwania namiętności, tak w łóżku jak i intymnej satysfakcji przy kominku, zniweczone są przez ostentacyjną oziębłość i brak zainteresowania. Czekamy na intelektualne usatysfakcjonowanie, bo widzimy w drugiej osobie konglomerat mądrości i rozsądku, dostajemy same mechanizmy obronne, jak racjonalizację i wtórne przeintelektualizowanie.
Ale w końcu trafiamy. W punkt. Ilość pomyłek i porażek nie ma znaczenia. Nie ma przeproś.
Rachunek prawdopodobieństwa. W końcu znajdujemy właściwą osobę. I nie tyle ona od razu wydaje się spełniać nasze oczekiwania, co w procesie zwanym miłością czy zakochiwania się, bo to wbrew pozorom nie jest jednorazowy kop czy inne rażenie piorunem, tylko proces, podczas tego procesu budowania uczucia okazuje się, po czasie, że w końcu się poszczęściło, że to właśnie jest to, że ta tak przyziemna, bo nam zwykłym ludziom bliska, a my z ziemi, choć znaki powietrzne, ta tak prozaiczna bo zagnieżdżona w naszej codzienności istota, daje nam nieziemską radość, przez co sama wydaje się aniołem, dobrym duchem, nimfą z bajki, Supermanem, ta którego, którą czekaliśmy całe życie, popełniając liczne błędy i do obłędu się myląc.
To pocieszające, że nieziemskie doznania, nieziemskie istoty prędzej czy później nawiedzą nasze codzienne doświadczenie i wywinduje nas w sfery z pozoru nieosiągalne. Wszystko kwestia czasu. Cierpliwości.
Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Choć jestem człowiekiem małej wiary. Mam dowody. Sam jestem dowodem.
cdn
Dziewoy
Więc, co o tym myślisz?